Radioaktywna kukułka

Adrian Koźbiał-znalazca: Rano przyszedł pracownik zgłosić po prostu, że zauważył przy naszym płocie jakiś kawałek żelastwa.I że widział tam znaczek,że jest radioaktywny. Poszedłem się temu przyjrzeć. Tabliczka ostrzegała, że w środku jest promieniotwórcy kobalt.
Strażacy podjęli ewakuację ludzi z kilku pobliskich zakładów pracy, wyznaczyli strefę ochronną o promieniu 150m. Nieopodal znaleźli drugi taki pojemnik. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że oba były szczelne i nie doszło do wycieku radioaktywnej substancji
Inspektor sanitarny poinformował, że w odległości 1 metra od tych pojemników nie stwierdzono wartości przekraczających poziom tła naturalnego.W związku z tym uznano, że nie stanowią one zagrożenia dla bezpieczeństwa i zdrowia ludzi.
To czujniki wykorzystywane do badania struktur metalu. Policja podejrzewa, że mogą pochodzić z likwidowanych fabryk na terenie Bytomia lub Świętochłowic. Najprawdopodobniej to robota złodziei, którzy połasili się na ołów. Dla “zawodowych” zbieraczy surowców wtórnych nie jest ważne, co jest w środku, tylko opakowanie. Wiadomo już, że wczoraj jakiś mężczyzna chciał sprzedać czujniki na tym złomowisku. Jego właściciel odmówił. Mężczyzna porzucił więc radioaktywny złom w pobliskich ruinach. Rano znalazły go dzieci i jeden z pojemnikow znów chciały sprzedać. Właściciel złomowiska nie powiadomił policji, chociaż potwierdził, że już wczoraj ktoś próbował takie pojemniki sprzedać.