RegionWiadomość dnia

Graffiti kontra graffiti. W Częstochowie z wandalami powalczono …prawem ulicy

Choć to umowa niepisana, gołym okiem wyraźnie widoczna. -Swoich rzeczy, które już powstaną, ich nie szpecimy, nie malujemy na nich, nie podpisujemy się, nie niszczymy – mówi jeden z grafficiarzy. Warunek jest jeden. To po czym się nie maluje musi cieszyć oko i to nie tylko autora dzieła. O to jednak trudno, bo większość pseudoartystów szpeci elewacje swoimi bohomazami. -Piszą swoje imię na murze albo imię swojej ukochanej, bardzo często jedno i drugie i wydaje im się, że w ten sposób udowodnią, że coś są warci – ocenia Krzysztof Bańbura, przedsiębiorca z Częstochowy. Wyznania miłości, wulgaryzmy i ludowe mądrości. Wszystkie znalazły się na tym płocie, za którym swoją firmę prowadzi pan Krzysztof. I choć metod walki z nimi stosował już wiele, nawet te najbardziej radykalne nie pomagały. -Postanowiliśmy odnowić ogrodzenie, pomalować – to nie pomogło. Dalej pojawiały się napisy. Kiedy powiesiliśmy baner reklamowy, to trasa bardzo ruchliwa – pomyśleliśmy że to dobre rozwiązanie, to również nie pomogło – rozkłada bezradnie ręce Krzysztof Bańbura, przedsiębiorca z Częstochowy. Przedsiębiorca, który zamiast z graficiarzami walczyć jak z fatamorganą, zaprzągł ich do pracy.

Pomogło dopiero wprowadzenie w życie ulicznej zasady. Za zgodą przedsiębiorcy Michał Błach z pobazgranego płotu uczynił płótno dla swojej sztuki. Dla profesjonalisty, takie wybryki ze sztuką nie mające nic wspólnego, to suma kilku, źle dobranych czynników. -To jest połączenie farby w aerozolu, alkoholu i braku pomysłów na spędzanie wolnego czasu – mówi Michał Błach, artysta, graficiarz. A to może potem sporo kosztować. Wszystko zależy od tego jakich zniszczeń wandal dokonał. Jeśli koszty naprawy zamkną się w kwocie poniżej czterystu dwudziestu złotych, karą będzie grzywna. Ta najwyższa może sięgnąć nawet pięciu tysięcy złotych. Jeżeli koszty będa wyższe, wandala może czekać więzienie. Od trzech miesięcy, aż do pięciu lat. Rzadko jednak ich to odstrasza. Miasta na własną rękę próbują walczyć ze efektami ich twórczości. To jednak najczęściej walka z wiatrakami.

-Zarząd dróg stara się z tym walczyć, z tym że gdyby chciał naprawdę wszystko na bieżąco usuwać, to ta kwota wydatkowana rocznie na tego typu działania pewnie przekroczyłaby pół miliona złotych – mówi Włodzimierz Tutaj, UM Częstochowa. Dużo mniej, choć wcale nie mało, mógł zarobić ten, który wskazał autora bohomazów na tej częstochowskiej kamienicy. Zawisł na niej nawet banner z obietnicą nagrody w wysokości 1500 zł. -Wisiał w tym miejscu i spełnił swoje zadanie, myślę że w przyszłości nie będzie już potrzebny – mówi Wojciech Mądrzycki, właściciel kamienicy w Częstochowie. Gdy półtora roku temu świeżą elewację mu zniszczono, pan Wojciech na pomoc wcale nie liczył. -Zgłosiło się do mnie kilka osób, wskazując kto jest sprawcą tego aktu wandalizmu, nie żądając żadnej nagrody. To jest bardzo budującym przykładem takiej obywatelskiej postawy – uważa Wojciech Mądrzycki, właściciel kamienicy w Częstochowie. I choć sprawca kary nie poniósł, to tylko dzięki łaskawości właściciela. A nie artystycznemu walorowi, swego dzieła.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button