Miejsce dla leni czy pracoholików? Kto do Parlamentu Europejskiego?
Choć to political fiction, to słowa które zaraz padną doczekały się już sądowej analizy. – Tak, głosowałem na Kutza, ale k… skąd mogłem wiedzieć, że mieszka pod Warszawą. Od 17 lat nic nie zrobił w parlamencie. Do tego popiepsza z Biedroniem, Grocką i Palikotem po paradach równości. Nigdy więcej nie oddam na niego głosu – to fragment z materiałów wyborczych Marka Migalskiego. Ale w tej sprawie to kandydat Polski Razem poczuł się dotknięty. Filmowej produkcji w formie felietonu odpór dał wcześniej urażony kandydat Twojego Ruchu, Kazimierz Kutz. – Plugawe dziecko, polityczny gangster, geniusz cwaniactwa, człowiek czyniący z natury zło – wyliczał w sądzie Marek Migalski, europoseł, Polska Razem. W sumie dwadzieścia słów, które w trybie wyborczym roztrząsnąć musiał sąd. – W kampanii wyborczej możemy się kłócić, różnić, nawet możemy być wobec siebie uszczypliwi. Nie możemy używać języka obelżywego, obrzydliwego, insynuującego. Nie możemy, co najważniejsze, mówić nieprawdy – zaznacza Marek Migalski, europoseł, Polska Razem.
Trudno akurat nam to osądzać, ale rybnicki sąd pozew Migalskiego oddalił. – Byłem z góry przekonany, że on stoi na straconej pozycji, bo on to robi tylko z tych powodów, które są opisywane w felietonie. On po prostu do końca będzie walczył o to, żeby zaistnieć – stwierdza Kazimierz Kutz, kandydat do Europarlamentu. Bo to walka o byt dla większości eurokandydatów jest politycznym problemem. Stąd mocne angaże i wciąganie na listy byle tylko odbić się od progu.
Tadeusz Cymański, do niedawna jedynka z list Solidarnej Polski, prestiżowe miejsce oddał góralowi z Gilowic. – Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby Solidarna Polska przekroczyła próg i miała dobry wynik. Kariera Tadka Cymańskiego, Ziobry, czy Adamka to mały pikuś w porównaniu z pewnym projektem. To są ci, którzy na nas liczą i na nas będą głosować. I ich pozdrawiam! – mówi Tadeusz Cymański, europoseł, Solidarna Polska.
Kandydaci największej opozycyjnej partii szukają nawet poparcia u tych wyborców ze Śląska, którzy od lat domagają się większej niezależności. – Nie możemy być non stop na kolanach w stosunku do innych regionów. Uważam, że w tych kwestiach finansowych, jak i w kwestiach gospodarczych, rozwojowych, jesteśmy poszkodowani – stwierdza Barbara Dziuk, kandyduje do Europarlamentu, Prawo i Sprawiedliwość.
Kończący się właśnie Europejski Kongres Gospodarczy w wyborczej majowej gorączce musiał i stał się, naturalną areną do dyskusji. Choć w większości skorzystał lider śląskiej listy Platformy Obywatelskiej, to i mniejsi okazji nie chcieli zmarnować. – Moglibyśmy sobie wyobrazić po prostu rozwiązanie Europarlamentu, ale nawet, żeby to zrobić, trzeba najpierw tam być – mówi Artur Zawisza, kandyduje do Europarlamentu, Ruch Narodowy. – Na dzień dzisiejszy jest on okupowany przez międzynarodówkę socjalistyczną. Większość partii to są socjaliści, ale to nie jest powód, żeby tam nie było potrzeba prawicy – stwierdza Krzysztof Szpanelewski, kandyduje do Europarlamentu, Nowa Prawica.
Zwłaszcza, że nęcić może też sowita wypłata. – Większość myśli o Parlamencie Europejskim jako o dojnej krowie, która może im jeszcze osobiście przynieść najwięcej korzyści. Nawet już nie wyborcom. To błędne myślenie. Parlament Europejski jest świetnym miejscem dla super leni i świetnym miejscem dla super pracusiów – mówi Marek Migalski, europoseł, Polska Razem.
Praca na pełen europejski etat to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie na koncie. – Pytanie, czy to kandydaci na europosłów lekceważą wyborców, czy odwrotnie. Czy może wyborcy lekceważą nie tyle kandydatów, co w pewnym sensie swój taki obywatelski obowiązek – mówi dr Tomasz Słupik, politolog, Uniwersytet Śląski. Bo swoim słabym zainteresowaniem sami dajemy szansę tym, którzy o Brukseli bardziej myślą w kategorii wakacji.