RegionWiadomość dnia

Kilkumiesięczna Lili przebywa na OIOM-ie. Rodzice: w szpitalu w trakcie porodu doszło do wielu zaniedbań

Przez całą ciążę nic nie wskazywało na tragedię. Badania przeprowadzane przez 9 miesięcy nie dawały powodów do zmartwień. – To było w ogóle dziecko bardzo wyczekane. My od samego początku ciążę kontrolowaliśmy i czekaliśmy na ten poród. Pojechaliśmy z dzieckiem było wszystko ok z ciążą i nie było żadnego problemu – wspomina Monika Wulczyńska, mama Lili. Aż do porodu. 22 grudnia ubiegłego roku rodzice małej Lili trafili na oddział szpitala zakonu bonifratrów w Katowicach. Bo badaniach lekarze nie widzieli przeciwwskazań, by Monika Wulczyńska mogła urodzić zdrowe dziecko. Nagle wszystko zaczęło się komplikować. – Poród się rozwijał i właściwie, jak poród się rozwijał to byliśmy praktycznie bez opieki. I nie było praktycznie w ogóle położnej. Ona tylko zerkała.

Jak mówią rodzicie Lili, lekarz który miał wtedy na oddziale dyżur wyniki z niepokojącymi danymi dostał dopiero po półtorej godziny. Przez ten czas dziecko dusiło się w łonie matki. Urodziło się w końcu przez cesarskie cięcie. Od razu zostało przetransportowane do Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. – Pamiętam moment, jak pierwszy raz poszłam na OIOM. Arek poprosił pielęgniarki, żeby mógł wejść ze mną, żeby mnie zaprowadzić do Lili. To było ciężkie, to było ciężkie spotkanie. Rodzice Lili nie mogą pogodzić się z tym co się stało. Żal mają przede wszystkim do położnych i lekarzy. – Wybierzcie drogę. Kłamstwa albo drogę prawdy. Bo życia nikt nie zwróci, ale nie potraficie się nawet przyznać do tego co zrobiliście. Nie przyznacie się? Próbujecie obwinić ofiarę – mówi Arkadiusz Jochman, ojciec Lili.

Lekarz, który przyjmował poród odpowiadał tylko na pytania sądu. Nie miał odwagi stanąć przed kamerą. – Żadnych odpowiedzi na ten temat, bo na ten temat będą się wypowiadali rzeczoznawcy. Sąd zdecyduje o tym, czy biegli sądowi przyjrzą się konkretnie tej sytuacji. – My chcemy wykazać po pierwsze: że organizacja na bloku porodowym nie była prawidłowa, a po drugie, że lekarze i położne, które zajmowały się rodzącą oraz neonatolog który reanimował małą Lilkę zrobił to w sposób nieprawidłowy – tłumaczy mec. Bartłomiej Janyga, pełnomocnik rodziców Lili.

Rodziców Lili wspiera także człowiek, którego dotknęła podobna tragedia. Olimpijczyk Bartłomiej Bonk również toczy batalię o prawdę. Jedna z jego córek bliźniaczek urodziła się z poważnym niedotlenieniem mózgu. Wkrótce potem zmarła. – My się nie poddamy, my będziemy walczyć. I jest jedna sprawa w sądzie, druga sprawa. Jest ich coraz więcej i będzie coraz więcej. A w tym całym zamieszaniu najzabawniejsze jest to, że lekarze czują się pokrzywdzeni. Dlatego rodzice Lili walczą. Wszystko po to, by w przyszłości uniknąć podobnych tragedii. – Każde spotkanie kiedy ja od niej wychodzę, kiedy patrzę na nią, patrzę na jej usteczka i wiem, że to może być ostatnie spotkanie, bo codziennie to jest pożegnanie na zawsze

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button