RegionSilesia FleszWiadomość dnia

Mimo żałoby po katastrofie w Topolowie, skoczkowie spadochronowi nie rezygnują ze swojej pasji

W środowisku skoczków spadochronowych żałoba, ale w gliwickim aeroklubie, mimo wczorajszej tragedii, życie musi toczyć się dalej. Pogoda dopisuje, chętnych na skoki – także te w tandemie – z roku na rok przybywa. Pan Marian na swój pierwszy raz zdecydował się na swoje 60-te urodziny. – Częściej by się skakało. Myślę, że to nie ostatni raz w tym roku – mówi Marian Hampel, po raz drugi skoczył w tandemie.

 

Wypadki się zdarzają w każdej dziedzinie. To, że się zdarzył lotniczy, taki się zdarzył. Komunikacyjne też się zdarzają i nie powoduje to, że ludzie przestają jeździć samochodami – mówi  Emanuela Paczula, instruktorka skoków spadochronowych. Skoki spadochronowe mimo, że zaliczane do sportów ekstremalnych, przynajmniej ich zdaniem, są dyscypliną bezpieczną. – Może bardziej ekstremalne są wrażenia w czasie jego wykonywania, bo kwestie bezpieczeństwa są jak najbardziej zapewnione zupełnie innymi przepisami. Mit krążący, że spadochroniarze to banda samobójców, chyba jest co najmniej przesadzony – stwierdza Wojciech Sznajder, instruktor skoków spadochronowych. Każdy – nawet najmniejszy element – jest szczegółowo sprawdzany. Wszystko posiada specjalny certyfikat, wszystko robione jest ze szczególną troską – troską o własne zdrowie i życie.

 

Ciąg dalszy artykułu poniżej

W katastrofie lotniczej pod Częstochową zginęło 11 osób, wśród nich doświadczeni skoczkowie. – Mogę się domyślać, że samolot np. zaczął gwałtownie pikować w dół, gdzie nastąpiły duże przeciążenia, gdzie w takim przypadku ruszanie się po kabinie praktycznie jest niemożliwe – mówi Jan Isilenis, instruktor skoków spadochronowych.

 

W innych warunkach skok ratunkowy również w tandemie można bezpiecznie wykonać  już ze 150 metrów. – Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, na jakiej wysokości to się działo, więc pytanie, czy ta wysokość minimalna była osiągnięta, żeby próbować skakać. Jeśli samolot nie ma tej minimalnej wysokości, to oczywiście procedura jest taka, że lądujemy na pokładzie samolotu – tłumaczy Jan Isilenis, instruktor skoków spadochronowych. Tym razem bezpiecznie wylądować się nie udało. Samolot ze skoczkami spadochronowymi na pokładzie rozbił się kilka kilometrów od lotniska w podczęstochowskich Rudnikach.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button