Wojna o szkolne sklepiki

Dobre, ale niezdrowe. Chipsy i inne dziecięce używki to dla tyskich uczniów towar deficytowy – przynajmniej w szkołach. Wszystko za sprawą uchwały o promocji zdrowia wśród dzieci i młodzieży.
– Widziałem taki program o otyłości i nie chcę być taki gruby – mówi Kamil, uczeń. – Ja jestem chudy jak patyk to się nie boję – uważa Michał, także uczeń.
Nie bał się również Urząd Wojewódzki, który uchwałę tyskich radnych uchylił. – Po pierwsze uchwała ta ingeruje w swobodę działalności gospodarczej, a po drugie jest niezgodna z ustawą o samorządzie gminnym – stwierdza Marta Malik z Urzędu Wojewódzkiego.
– Pan wojewoda nie stwierdził, czy też nie wykazał istotnego naruszenia prawa przez radę miasta w treści podejmowanej przez nią uchwały, a w związku z tym nie było podstaw, ani przesłanek do tego, aby stwierdzić nieważność uchwały podjętej przez radę miasta Tychy – uważa Mirosław Nosalik, radca prawny UM Tychy.
Uchwała może być ważna, albo nieważna. Ale zdrowie dzieci, ważne jest napewno.
– Niezdrowe nawyki żywieniowe u dzieci mogą powodować w przyszłości problemy ze zdrowiem, czyli choroby dietozależne zwłaszcza chodzi tutaj o choroby układu krwionośnego, metaboliczne – stwierdza Gabriela Wanat, dietetyczka.
Jeden uchwala, drugi uchyla, a trzeci jak jadł chipsy tak będzie jadł je dalej. Nieważne czy w szkole, w domu, czy pod sklepem – wszędzie smakują tak samo i wszędzie tak samo szkodzą zdrowiu.