Po co poczta?

Tych, których za pierwszym razem goniec z Urzędu nie zastanie w domu, odwiedza jeszcze dwa razy. – Rzadko jest, żeby nam się zdarzało ciągiem iść po adresatach i nie oddać listów. Większa jest oddawalność niż oddawanie zaawizowanych listów do urzędu miasta – powiedziała Elżbieta Stefaska, goniec.
Te, które już tam trafią trudno jest odebrać, bo magistrat czynny jest przeważnie do 14.30 albo i krócej. A po czternastu dniach pismo uważane jest za odebrane. Urzędnicy tłumaczą, że gońcy to oszczędności rzędu 100 tysięcy złotych rocznie i praca dla dziewięciu osób. Według nich mieszkańcy problemów z odbiorem korespondencji nie mają. – Mamy również do godziny 17 urząd otwarty w czwartek i może w tym czasie odebrać tę korespondencję. Ja bym to potraktował jako niedogodność, ale która mogła wystąpić w okresie wakacyjnym – tłumaczy Marian Salwiczek, zastępca prezydenta Chorzowa.
Marek Sołtysiak od miesięcy do urzędu dotrzeć nie może, bo pracuje do późna poza Chorzowem. A tam gońcy nie docierają. Od prawie pół roku nie otrzymał odpowiedzi na skargę dotyczącą dostarczania korespondencji, bo odpowiedź czeka na niego w urzędzie. Chęć oszczędzania rozumie, ale w inne korzyści wątpi. – Ta nadgorliwość powoduje powstanie sytuacji, kiedy takie obywatel jak ja nie jest w stanie odebrać przesyłki pochodzącej z Urzędu Miasta ze względu chociażby na godziny pracy.
Na tym problemy się nie kończą. Eksperci podkreślają, że ścieżka, którą urzędowe pisma powinny podążać musi być zdecydowanie dłuższa. – Doręczenia w miejscu pracy lub w miejscu zamieszkania adresata, w dalszej kolejności doręczenie dorosłemu domownikowi, sąsiadowi lub dozorcy domu jeśli ci podejmą się przekazania pisma adresatowi – powiedział dr Michał Kania, Wydział Prawa i Administracji UŚ.
A jeśli takich działań brakuje, skutki fikcji prawnej jaką powoduje takie pozorne doręczenie z łatwością można przewidzieć. Adresat może nawet nie wiedzieć, że urzędnicy chcą go o czymś poinformować.