Region

Droga trzynastka

Ciężka praca, nierzadko w terenie i arcytrudne łamigłówki do rozwiązania. Tak wygląda codzienność w Górnośląskim Związku Metropolitalnym. – Te pieniądze w znaczącej części są przeznaczone na opracowania studialne dla całej aglomeracji, a nie na pensje dla urzędników, którzy pracują w GZM – mówi Piotr Uszok, prezydent Katowic.

Te pieniądze, czyli 2 miliony złotych, które z kieszeni podatników każdego roku wpływają do budżetu GZM. A wbrew słowom Piotra Uszoka aż 1,2 mln zł wcale nie idzie na opracowanie dokumentacji inwestycji, a na płace dla 13 osób zatrudnionych w związku. – Można by to złośliwie skwitować jako Górnośląski Związek Metropolitalny, czyli miejsce dorabiania sobie urzędników – stwierdza dr Tomasz Słupik, politolog.

Urzędników, którzy w konstrukcji budżetu GZM nie widzą słabych punktów. – Pieniądze, które pochodzą ze składek miast członkowskich nie zostaną przejedzone przez urzędników – uważa Krzysztof Krzemiński, rzecznik prasowy GZM.

Czy są przejadane, czy nie, pokazują liczby: 2 mln to dochody budżetu GZM. Z tego aż 1, 186 tys. stanowią właśnie płace. Na działania promocyjne wydaje się kolejne 310 tys. i gdyby nie nadwyżka z ubiegłego roku, kiedy GZM miał wpływy, ale jeszcze właściwie nie działał, brakłoby na inne wydatki aż 1, 690 tys. zł.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

O tym, jak konstruować skuteczny, odmienny od tego w GZM budżet, wie Mariusz Kurzątkowski, który od lat prowadzi własny biznes. – Nie może być tak, że 70 proc. to są płace, tym bardziej tak wysokie płace. Należy przede wszystkim inwestować. Z inwestycji zawsze się zarobi. Później można im dać jeśli coś zarobią. Ale jeśli nic nie zrobili, to tym bardziej nie powinni tyle zarabiać – uważa Kurzątkowski.

A lista zajęć i osiągnięć GZM jest tak samo długa, jak imponująca. – Jeśli chodzi o zajęcia poszczególnych osób, to związane to jest z projektami, które są przygotowywane, bądź mamy taką nadzieję w niedalekim czasie będą realizowane – mówi Krzysztof Krzemiński.

Chodzi konkretnie o pozyskanie setek milionów złotych na ratowanie komunikacji tramwajowej na Śląsku oraz dofinansowania z Unii na budowę dwóch spalarni śmieci. Jednak oba projekty, o czym rozpisywała się prasa, są poważnie zagrożone. – Kolejny raz w naszym regionie wygląda to tak, że przysłowiowa góra rodzi mysz – stwierdza dr Tomasz Słupik.

Czyli niewidocznego gryzonia, z kiepską prezencją, ale wielkim apetytem.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button