Spór o Szyndzielnię trwa

Szusowanie po stokach Szyndzielni dla jednych jest odległą mrzonką, grożącą katastrofą ekologiczną, dla innych całkiem realnym pomysłem, który przyciągnie masę turystów.
Jednak niektórzy najbardziej lubią właśnie pod Szyndzielnią. I nie wyobrażają sobie, że mogłoby się coś zmienić. – Należy zachować ten stan naturalny, jaki był od wielu lat, tak mi się wydaje – uważa Teresa Wojtuszek, mieszkanka Bielska-Białej. – Przyrody szkoda, przecież tyle lat, co te drzewa rosną. I teraz wycinkę zrobią i co z tego będzie? – dodaje Waleria Skrzela, także mieszkanka Bielska-Białej.
Razem z mieszkańcami przeciwko modernizacjom wystąpili członkowie Klubu Gaja. Od półtora roku regularnie wysyłają do Urzędu Miejskiego dokumenty dotyczące niezwykle rzadkich siedlisk buków i jaworów, które znajdują się właśnie na Szyndzielni. Jednak ich pisma pozostały bez odzewu. – Nasza rola niestety się tu zakończyła. Teraz będzie rolą Komisji Europejskiej zweryfikowanie, czy bardziej nasza interpretacja prawa, czy bardziej przypuszczenia urzędu będą miały szansę – uważa Paweł Grzybowski, Klub Gaja. Bo zdaniem klubu w obecnej sytuacji decyzję może podjąć jedynie Komisja Europejska. I to decyzję negatywną.
Mimo to urzędnicy są zdania, że wszystko jest w porządku, a planom tras nie jest w stanie nic zagrozić. – Za wcześnie mówić o tym, że nic nie wyszło z naszych planów, bo Natura 2000, czyli program, którym UE chroni tereny wartościowe pod względem ekologicznym nie wyklucza inwestycji – stwierdza Tomasz Ficoń, rzecznik prasowy UM w Bielsku-Białej.
Jednak opinia nadleśniczego, który opiekuje się spornym obszarem nie jest tak optymistyczna. – Są siedliska, są gatunki roślin, są gatunki zwierząt, które podlegają ochronie, gatunkowej, siedliskowej i z tego tytułu też trzeba znaleźć wyjście, jeżeli taką inwestycję chce się robić – uważa Hubert Kobarski, Nadleśnictwo w Bielsku-Białej.
Wyjście jest jednak trudne do znalezienia. Zwłaszcza, że jego wspólne szukanie raczej nie wchodzi w grę. – Przede wszystkim, to Klub Gaja nie jest żadną stroną – uważa Ficoń. – Jest mi niezmiernie przykro, że Urząd Miasta nie ma w ogóle rozpoznanych wartości przyrodniczych swojego miasta – mówi Grzybowski.