Sosnowiec bez dymka

Mandaty dla palących w miejscach publicznych i surowe egzekwowanie zakazu. Na straży płuc miasta już niebawem stanie zakaz. Wprowadzenie zakazu – według szacunków – będzie kosztowało 100 tysięcy złotych.
Najtrudniej podobno walczy się z nałogiem. A walka na sosnowieckich przystankach do łatwych należeć nie będzie. – Ja już jestem stary. Nie mogę rzucić, ale rzucę – stwierdza Ryszard Krzymiński.
Najważniejsza jest silna wola, która już niebawem przyda się wszystkim. Bo czy młody, czy stary będzie musiał woleć… nie palić. – Zakaz palenia w Sosnowcu będzie funkcjonował już od listopada na przystankach, placach zabaw i dworcu – stwierdza Tomasz Jamrozy, radny PO.
Zakaz podobno uchwalony nie, jak mogłoby się wydawać, na złość, a na zdrowie. Na zdrowie mieszkańców i podobno wizerunkowi miasta. – Chcemy być miastem modnym, nowoczesnym, zmieniliśmy oblicze – mówi Grzegorz Dąbrowski, rzecznik UM w Sosnowcu.
Niebawem oblicze zmienią też przystanki, na których zawisną podobne do tych w Rudzie Śląskiej, tabliczki. Zakaz narazi też na zmianę oblicza finanse nałogowych palaczy. – Jest przewidziana kara grzywny w uchwale. Mam nadzieję, że rzadko stosowana, bo nie o to chodzi – mówi Tomasz Jamrozy.
Nadzieja nadzieją, a rzeczywistość pokazuje, że wielu, tak ja w Rudzie Śląskiej, poczuje zakaz we własnym portfelu. – Mieszkańcy, którzy się do tego nie stosują to niestety muszą płacić – mówi Adam Nowak, rzecznik UM w Rudzie Śląskiej.
I płacić będą też w Sosnowcu, bo oznaczenie przystanków i placów zabaw ma kosztować 100 tys. zł. Czyli mandat w wysokości 50 zł dla dwóch tysięcy niesubordynowanych i podobno niekulturalnych – jak twierdzą socjologowie – palaczy.
– Tego typu inicjatywy samorządowców zakazujące palenia w miejscach publicznych same w sobie dobre, źle świadczą o naszym społeczeństwie, które by zachowywać się w sposób przyzwoity i kulturalny potrzebuje regulacji, zakazu i nakazu – uważa Piotr Kulas, socjolog.
Dodajmy zakazu martwego, drogiego i łatwego do ominięcia.