Pamięć żywa

– Kolana mi się ugięły. Ten krzyk, ten jęk, to wszystko, straszne rzeczy. To są reczy, których nie zapomnimy nigdy, ci którzy tam byli, a tymbardziej ci, ktorzy mieli tam swoich bliskich. Aleksander Malcher przed blisko trzema laty w gruzach hali Międzynarodowych Targów Katowickich szukał Andrzeja i Zbigniewa, swoich braci. Dziś pozostały tylko wspomnienia.
Bo po nich wszystkich, tu w Halembie, na terenach targów katowickich, w kopalni Borynia w Jastrzębiu Zdroju i wszędzie indziej zostaje pustka, której nikt już nie wypełni. – Dzieci są dorosłe, dzieci mają swoich przyjaciół, mają swoje sprawy a ja niestety zostałam się sama – mówi wdowa po górniku.
Dlatego dziś każdy, kto tylko może nie licząc przebytych kilometrów szuka bliskości z tymi, których przed dekadą, rokiem, miesiącem, po prostu stracił. Szukamy i wspominamy zawsze bardzo indywidulanie i zawsze całymi rodzinami. – Wracamy myślami do naszych najbliższych. Również do moich kolegów, którzy zginęli w czasie powstania w czasie wojny – wspomina Alfred Matuszak. – Człowiek sobie wspomina, za ile osób można się modlić. Ile tu osób trzeba dodać do listy. Chwila, w której można pomyśleć ile to życie jest warte – mówi Teresa Matuszak.
A warte jest tyle, ile o nas pamiętają. Każdy na swój sposób. Kwiatami, zapalonym zniczem, czy chwilą zadumy.
– Modlitwa jest jedyną pomocą, którą my możemy ofiarować zmarłym. Bo znicze co roku większe i dłużej palące się. Wieńce i kwiaty, które są symbolem pamięci o zmarłych są tylko symbolem i tak naprawdę staną się prędzej czy później pustą skorupą czy zwiędniętym wiechciem – powiedział ksiądz Jarosław Kwiecień, rzecznik kurii sosnowieckiej.
Co wcale nie oznacza, że o te symbole nie należy dbać, o czym doskanale wiedzą w Będzinie, gdzie już od czterech lat zbierane są datki na pominiki, które przypominają tych, co odeszli przed dziesiątkami lat, czasem wiekiem. – Dać tym pomnikom, które nigdyś były bardzo okazałe. Dać im nowe życie – stwierdza Wiesław Grabowski, Towarzystwo Przyjaciół Będzina.
Tym, którzy odeszli życia nie przywróci kwesta, ale my sami, pamiętając. I pokonując codziennie tę drogę do ich wspomnienia. – Rano nawet wstając widzę ich. Jestem ciągle obecny – dodał Aleksander Malcher.
Bo właśnie ich obecność w sercach i w każdym geście, takim, jak ten ratowników na Jurze znaczy najwięcej.