Z domu na ulicę

Mieszkańcy Mysłowic sprzeciwiają się rosnącym opłatom, ale przede wszystkim chcą odzyskać swoje mieszkania. – Zostałem sprzedany jako obywatel Polski, przehandlowano mnie za to, że budowałem te mieszkania, razem z żoną pracowaliśmy, na fundusz odkładaliśmy, kaucje wpłaciliśmy, a teraz nas sprzedali jak świnie – denerwuje się Konrad Markiewicz, mieszkaniec osiedla Miarki w Mysłowicach. – Jesteśmy traktowani jak ludzie drugiej kategorii, państwo polskie sprzedało nas jak niewolników, których sprzedaje się na targu – wraz z mieszkaniami – dodaje Jadwiga Depta, Stowarzyszenie Mieszkańców oś. Miarki w Mysłowicach.
Ponad sto mieszkań zakładowych na mysłowickim osiedlu dziesięć lat temu kupiła rodzina Buczków. Jej przedstawiciele nie chcieli jednak komentować sytuacji.
Lokatorzy walczą o swoje prawa, właściciele walczą, by się pozbyć lokatorów. Pierwszy krok to wręczenie im wypowiedzeń najmu. – Złodzieje i więcej nic, każdy patrzy swoją kieszeń nabić, a my prości ludzie, nie możemy wykupić – stwierdza Elżbieta Muc, mieszkanka osiedla Miarki w Mysłowicach. – Gdzie się wyprowadzę, kto mi da mieszkanie? Są kolejki w prezydium, człowiek się dorabia całe życie, a na starość musiałby iść pod most – denerwuje się Urszula Kania-Burka, również mieszkanka osiedla.
Tak źle nie będzie – uspokajają władze miasta, ale wykupu mieszkań nie mogą zagwarantować. Są za drogie. – W pierwszej kolejności mogą występować o przydział mieszkań komunalnych w przypadku ewentualnej eksmisji przez obecnego właściciela – wyjaśnia Tadeusz Chowaniak, wiceprezydent Mysłowic.
W Będzinie sytuacja mieszkańców, którzy zostali sprzedani rodzinie Buczków jest jeszcze gorsza. Właściciele budynku zakręcili kurki. Helena Kamińska od roku żyje bez wody, prądu, gazu i kanalizacji. – Zostajemy bez niczego, zamarzniemy, dobrze że nam pogoda sprzyja – stwierdza Kamińska. Sytuacja jest bez bez wyjścia. – Ja się stąd nie wyprowadzę, bo nie mam dokąd pójść – dodaje Kamińska.
Próby porozumienia się z właścicielami jak dotąd spełzły na niczym. – Te warunki są tak postawione, że z góry liczy się na to, że nie wyrazimy zgody, ludzie będą koczować, aż się wyprowadzą – stwierdza Edward Gala, pełnomocnik lokatorów w Będzinie.
Na pomoc urzędników mieszkańcy Będzina też nie mogą liczyć. – Była rozpatrywana taka ewentualność, żeby odkupić ten budynek, cena niestety komercyjna nie powoduje, aby miasto mogło kupić budynek – wyjaśnia Marzena Karolczyk, UM w Będzinie.
Protestujący liczą więc na bardziej zdecydowane działania parlamentarzystów. Ustawa, która miałaby pomóc, miała już pierwsze czytanie w Sejmie. – W wielu przypadkach mamy sytuacje, gdzie zakładowe mieszkania przeszły w ręce prywatne, co z założenia nie jest złem, tylko, żeby zachowano wszelkie procedury i rygory prawne, a zarazem uwzględnione to, że mieszkania powstały w pewnych okolicznościach – ktoś wpłynął na to, że one powstały – właśnie ci lokatorzy – tłumaczy Grzegorz Tobiszowski, poseł na Sejm RP.
Teraz lokatorzy postanowili się zjednoczyć. Tych z Mysłowic i Będzina wspierają mieszkańcy osiedla w Siemianowicach Śląskich. W tym wypadku bloki zakładowe przejęła spółka. Łącznie to kilkaset mieszkań. Ich lokatorzy domagają się uznania prawa do pierwokupu. – Chodzi o to, żeby obalić akt notarialny, który został zawarty z naruszeniem prawa – mówi Barbara Rogulska, Stowarzyszenie Obrony Interesów Mieszkańców “Jedność” w Siemianowicach Śląskich.
Sprawa trafiła już do sądu, ale zanim ten wyda werdykt – mieszkańcy chcieli wyraźnie zaznaczyć swoje stanowisko.