Wymiotą?

Anna Babiacz, salowa mimo, że haruje od ośmiu lat boi się, że pójdzie na bruk. – Myślę, że za dużo jesteśmy wykorzystywane w tej chwili w tej pracy. Bo jesteśmy pojedyńczo, bardzo dużo mamy pracy. Nieraz śniadania nawet nie zjemy, tylko cały czas pracujemy i pracujemy i jeszcze jesteśmy zestresowane. Stres zwolnieniem, które oprócz Anny Babicz dostało jescze pół setki pracowników higieny szpitala. Powód? Czystości w szpitalu od marca będzie pilnować prywatna firma, która teoretycznie przejmie obecną załoge. – Na pewno nie mogą być spokojni, na pewno losy ich są niepewne. Trzy miesiące trwa okres wypowiedzenia, czyli do końca marca przyszłego roku. Natomiast później trudno powiedzieć – twierdzi Irena Faruga, NSZZ Solidarność.
Trudno powiedzieć, bo choć prywatna firma Niro z Lublina mówi, że przejmie pracowników, to w żaden sposób nie jest do tego zobowiązana umową. Włądze szpiatala tłumaczą, że o tak dużych zwolnieniach zawarzyły jedynie względy ekonomiczne, bo poziom finansów, które dostaje szpital jest za mały żeby go utrzymać w całości. – Którego poziom po prostu powoduje poszukiwanie przez dyrektorów oszczędności i ogranicznia kosztów ich funkcjonowania – tłumaczy Joanna Dworniczak, dyrektor szpitala. Teraz higiena, jak zapewnia pani dyrekor będzie kosztować szpital nawet 400 tyś złotych mniej. Ale prywatna firma porządek zrobi taniej między innymi dlatego, że zapłaci jeszcze mniej pracownikom. – Obcięcie im zarobków o 200, 300 zł stanowi o finansach szpitala. Dla mnie to jest absurd. To jest po prostu śmiech. I tutaj ze strony menagera ktokolwiek by tym zarządzał uważam, że tego typu ruchy to to są ruchy na pokaz – oznajmił Piotr Gołąb, NSZZ Solidarność. Ale na pokaz na pewno nie będzie porządek w szpitalu. – Taniej to jest gorzej, cudów nie ma żeby ktoś za mniejsze pieniądze zrobił lepiej. Tak jest z praniem, tak jest z jedzeniem i z wieloma innymi działaniami w szpitalu – dodała Maria Mendrzak, NSZZ Solidarność.
Władze miasta przyznają, że takie decyzje nie zawsze polepszają jakość szpitala, ale nie ma pieniędzy na inne rozwiązania. – Często mamy takie dylematy, że albo ogłaszamy likwidacje czy upadłość szpitala albo decydujemy się na takie kroki. Trzeba czasem wybierać mniejsze zło – tłumaczy Tomasz Ficoń, rzecznik UM Bielsko Biała. A w tym przypadku mniejszym złem jest krzywda pani Anny Babiacz.
Ale związki zawodowe przekonują, że są inne sposoby na problemy finasowe. Zamiast zwalniać można po prostu ubiegać się o więcej funduszy. – Trzeba znaleźć inne rozwiązanie na ratowanie finansów tej placówki. Zwiększenie kontraktu tutaj walka z narodowym funduszem, po prostu żeby te pieniądze były większe. Wszystkie placówki na terenie województwa śląskiego w tej chwili o to walczą – dodał Piotr Gołąb, Solidarność.
Ale tu walczyć będą jedynie pracownicy i to nie o szpital – tylko o przetrwanie.