Region

Powrót grafficiarzy?

W kapturze i pod osłoną nocy. Tu na Mikołowskiej malować można tylko w ten sposób. W centrum Katowic nigdzie nie można robić tego legalnie. Graficiarze podkreślają, że to, co widniało na wiaduktach, miało dużą wartość. Jak mówią graffiti było dość dobrej jakości i było doceniane nawet przez ludzi zza granicy.

Dzisiaj zamiast sztuki ulicznej, są wulgarne napisy, które straszą przechodniów. Są tacy, którzy dobrze pamiętają te ściany sprzed kilku lat.

Rzecznik katowickiego magistratu, tłumaczy, że zamalowywanie to nie jest urzędniczym kaprysem. – Wielu mieszkańców zwracało się z bezpośrednimi petycjami do prezydenta, do radnych, do urzędu miasta, aby przywrócić w tych wiaduktach czyste ściany i na bieżąco to czynimy – wyjaśnia Waldemar Bojarun, rzecznik UM w Katowicach.

Dr Krzysztof Bierwiaczonek twierdzi, że działania magistratu to walka z wiatrakami. – Jest to przykład swoistej gry o przestrzeń. My pokazujemy swoje, że tu jesteśmy, tu żyjemy, takie mamy poglądy, takim drużynom kibicujemy. Można to zamalowywać, ale to jest raczej taka syzyfowa praca – uważa dr Bierwiaczonek.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Inaczej jest w Czeladzi. Tu na dwustumetrowym murze przy ulicy Krakowskiej, w kwietniu ubiegłego roku, powstała wystawa prac. Wcześniej zobaczyć można było wiele … niekoniecznie cenzuralnego.

Młodzi ludzie ze sparay’em w rękach dostali więc od władz Czeladzi nie tylko zielone światło, ale i pieniądze. – Urząd miasta w Czeladzi nie tylko daje przyzwolenie na takie akcje, ale stara się je wspierać, organizacyjnie, pomagając załatwić miejsce, dając farby i tak dalej – stwierdza Wojciech Maćkowski, UM Czeladź.

Uliczni twórcy nie chca niczego robić na siłę. Na razie dostosowuja sie do urzędniczych metod. Będą pisać … petycje, nie malować. Miasto ma przecież na głowie znacznie poważniejsze problemy.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button