Oczekiwanie na cud

Stan krytyczny – mówią lekarze. On chce i musi żyć -odpowiada jego żona. Dla ich dziecka. – Miał wylew krwi, pękł mu tętniak. W chwili obecnej jest na Oiomie, walczy o swoje życie i tylko cud może mu pomóc, tak mówią lekarze… – stwierdza Sylwia Sękowska, żona Sławka.
Ale lekarze nie musieliby czekać na cud gdyby – jak mówi rodzina – w porę postawili prawidłową diagnozę. Bowiem Sławomir Sękowski w czwartek wezwał pogotowie, ktore zabrało go na badania do dwóch szpitali i zawiozło z powrotem do domu – powód? Brak wolnych łóżek…
Kilka godzin później, Sławek stracił przytomność. Rodzina ponownie wezwała pogotowie, które zabrało go najpierw do szpitala w Rydułtowach, jednak tam specjaliści kazali przewieźć go do Wodzisławia, skąd po badaniach tomografem został zawieziony do Jastrzębia, ale okazało się, że i tam nie ma dla niego miejsca, i ostatecznie trafił z powrotem do Rydułtów.
– Żeby pacjenta leczyć trzeba wiedzieć, co leczyć. Trzeba stawiać diagnozę i te wizyty w innych szpitalach miały na celu, szukanie i próby postawienia właściwej diagnozy – tłumaczy Andrzej Kosteczko, wicedyrektor ds. lecznictwa szpitala w Rydułtowach.
Ale takie tłumaczenie nie przekonuje przyjaciół Sławka. Marek Kaproń twierdzi, że specjaliści nie mają bladego pojęcia jak leczyć i czym grozi krwiomocz – choroba charakterystyczna dla niepełnosprawnych. – Lekarze są po prostu bezradni, nie wiedzą z czego to jest, kiedy to przechodzi, ani jak można temu zapobiec. Nie wiedzą, więc boją się przyjąć do szpitala – uważa Kaproń.
W kilku szpitalach nie chcieli dziś z nami na ten temat rozmawiać. Ordynator rybnickiego Szpitala Specjalistycznego nr 2 mówi za wszystkich – To nie winna lekarzy, to wina systemu. – Zdają sobie państwo sprawę jak wygląda system ochrony zdrowia w Polsce, że bywa okresowo niewydolny, szczególnie w okresie szczytu zachorowań, który mamy teraz. Oddziały są nadmiernie obłożone – przyznaje Rafał Woźniakowski z rybnickiego szpitala.
Przez system życie Sławka podtrzymują dziś maszyny, a jeszcze tydzień temu to on podtrzymywał drużynę, którą trenował. – Jemu nie przeszkadza, że jeździ na wózku. Dla nas wszystkich w stowarzyszeniu i nie tylko dla nas, dla rugby w Polsce, zrobił tak dużo, że po prostu to jest człowiek ponad przeciętną! – mówi Tomasz Szkwara, kolega z drużyny.
Choć lekarze nie dają Sławkowi wielkich szans, to jego żona wciąż się modli o to, żeby zobaczył kiedyś ich dziecko… – Chciałabym, żeby już nigdy nie zdarzyło się coś takiego, co teraz właśnie się dzieje, żeby inna żona nie musiała płakać za swoim mężem, ani rodzice i przyjaciele nie musieli przeżywać kolejnego dramatu. Niech się coś zmieni w tej całej służbie zdrowia… – wyznaje Sękowska.
Kilkanaście lat temu po wypadku Sławek był całkowicie sparaliżowany. Lekarze też nie dawali mu szans – wtedy stał się cud. Rodzina wierzy w to, że nie ostatni raz…