Papierowy lot

Nie origami ani harce ze szkoły podstawowej. Zawody konstuktorów papierowych samolotów to sprawdzian dla “prawdziwych pilotów”. Tym bardziej, że wszystkie papierowe maszyny swój chrzest miały właśnie dzisiaj.
– Mam technikę klasyczną i mam jakiś prototyp, który jeszcze niestety nie został sprawdzony czy w ogóle da radę unieść się w powietrze – mówi Maciej Szczygłowski, uczestnik zawodów.
Były też takie papierowe samoloty, które nie dały rady opaść. Ale na każdy kiks znajdzie się rada. Jak przyznaje inny uczestnik zawodów, warto ulepszyć konstrukcję i wtedy samolot napewni już poleci po złoto.
33 metry 10 centymetrów, a przy okazji wylot poza trasę to wynik Tomasza Bartnikowskiego – zwycięzcy zawodów. – To rekord, ale zawsze można go pobić – stwierdza Bartnikowski. – Jestem tutaj zupełnie przypadkiem, miałem pójść zupełnie gdzieś indziej, ale tutaj przyszedłem i po prostu się wpisałem – dodaje. Skromnie jak na mistrza przystało.
Całe zawody były podzielone na trzy dyscypliny. W każdej z nich panowały wyraźne wytyczne co do budowy samolotów. – W locie na dystans i w locie na czas nie można stosować żadnych unowocześnień, jakichś dodatkowych nacięć czy naderwań, dopiero w locie akrobatycznym dozwolone jest używanie taśmy klejącej, nożyczek i innych przedmiotów biurowych – wyjaśnia Piotr Gatys, organizator zawodów.
Jurorem w zawodach był Stanisław Kubit. Jako trener modelarskiej kadry polski wie, co sprawia, że jeden papierowy samolot leci dalej, a inny bliżej. – Siła wyrzutu ma trochę wpływ, ale liczy się również tak zwana doskonałość aerodynamiczna latającego modelu, w związku z czym trzeba go trochę inaczej skonstruować niż model na czas, gdzie ważne jest minimalne opadanie – wyjaśnia Kubit.