Komunikacyjny przesyt?
Prezes KZK GOP, Roman Urbańczyk w prima aprilis stwierdził, że w Będzinie komunikacja jest przerośnięta i należy ją ograniczyć. – Każda miejscowość życzy sobie dojechać w spoób bezpośredni do Będzina i z tego są wydatki. Wydatki wynikające przecież z pasażerskich fanaberii, którym KZK GOP w koalicji z urzędem miasta wydał wojnę. – Po prostu nie chcemy aby mieszkańcy Będzina dopłacali najwięcej ze wszystkich miast do komunikacji zbiorowej. To jest nasza główna motywacja – uważa Marzena Karolczyk, rzecznik UM Będzin.
To prawda, bo o przeliczeniu rocznych wydatków na mieszkańca Będzin zajmuje pierwsze miejsce, ale niewiele mniej komunikacja kosztuje w Bobrownikach, Psarach i Wojkowicach. Czyli innych gminach tego powiatu, w którym według specjalistów komunikacja ze względu na jego geografię po prostu musi być droga. – Będzin może mieć rzeczywiście większe wydatki na komunikacje w porównaniu z innymi miastami z uwagi na to, że leży na skrzyżowaniu różnych szklaków komunikacyjnych – tłumaczy Jakub Jackiewicz, Klub Miłośników Transportu Miejskiego w Chorzowie. Dlatego dziwi postawa urzędników, którzy niejako na własne życzenie i przeciw pasażerom chcą ją ograniczać. Czy według Pani w Będzinie jest zbyt dobrze rozwinięta komunikacja? – Dotychczas była bardzo dobrze rozwinięta – odpowiada Marzena Karolczyk.
I czas przeszły jest tu jak najbardziej uzasadniony. Bo od początku roku znacznej redukcji uległy połączenia tramwajowe w mieście. Z perspektywy urzędniczych gabinetów niepotrzebne, z tej perspektywy zupełnie odwrotnie. – To jest niedobre, złe, złe i jeszcze raz złe likwidować linie tramwajowe – mówi Edward Chudera, mieszkaniec Będzina. Bo likwidacja sprawiła, że na samotność w będzińskim wagonie narzekać nie można, a i oczekiwanie, by wepchnąć się do tramwaju do najkrótszych nie należy i trwa od 15 do 20 minut.
Czyli dwa razy dłużej niż przed zmianami w rozkładach jazdy, ale to wszystko oczywiście w trosce o dobro pasażerów, którzy tego nie rozumieją. – To była głupota. My pasażerowie korzystamy wyłącznie tylko z komunikacji miejskiej. Chyba, że ktoś ma samochód. Jak nie ma to tylko patrzymy na czerwone tramwaje – mówi Edward Chudera, mieszkaniec Będzina. A czerwone światło włączone przez urzędników dla wielu czerwonych wagonów odbiło się na tych, którzy jeszcze niedawno sami ostro protestowali przeciw likwidacji połączeń tramwajowych w mieście. Bo to oni muszą rozmawiać z rozżalonymi pasażerami. – To stek wyzwisk, tyle, że one padają pod adresem motorniczych – mówi Andrzej Szmitke, Sierpień 80.
A w tym wypadku powinny one pojechać, ale w zupełnie innym kierunku. – Jeżeli myślimy o rozwijaniu transportu miejskiego, a nie o jego ograniczaniu, likwidowaniu to nie można powiedzieć, że wydatki są za duże – podsumował Jakub Jackiewicz.
W poprzedniej wersji materiału w skutek omyłki rachunkowej zawarte zostały błędne informacje dotyczące kosztów, jakie mieszkańcy powiatu będzińskiego ponoszą w związku z organizacją komunikacji. Za zaistniałą pomyłkę serdecznie przepraszamy KZK GOP oraz Urząd Miasta w Będzinie.