Region

Śmierć w Biedronce

Administracja sklepu “Biedronka” w Gliwicacach nie zamknęła go mimo, że na posadzce trwała reanimacja umierającego człowieka. – Mężczyzna nagle się przewrócił, uderzył głową jeszcze o poręcz i koniec. Zaczęliśmy go reanimować – relacjonuje Ewa Bujalska, ekspedientka. W tym samym czasie, w kasach zaledwie kilka metrów dalej trwał w najlepsze handel. Nawet wtedy, kiedy mężczyzna zmarł, a jego zwłoki kilkadziesiąt minut leżały na podłodze sklepu czekając na karawan.

Taka sytuacja nie mieści się w głowach ekspedientkom, które były najbliżej wypadków. Jak mówią przestały obsługiwać klientów, bo dla taka sytacja byłaby niepoważna. Swojego braku szacunku dla zmarłego nie ma zamiaru tłumaczyć jednak kierownictwo gliwickiej “Biedronki”. Za zamknięciem sklepu przemawiał fakt, że przez trwający handel, pogotowie ratunkowe miało problemy z udzieleniem pomocy. – Właściciel tego sklepu nie ułatwił nam akcji ratowniczej. Cały czas handlowało się w tym sklepie. Osoby kupujące przechodziły wręcz po nogach naszych ratowników – stwierdza Jerzy Wiśniewski z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego.

Według centrali firmy w całej sytuacji faktycznie zabrakło czegoś, co podkreśliłoby, że życie nawet w sklepie ma jednak wartość. – Oczywiście w takich sytuacjach decyduje zdrowy rozsądek. Należałoby taki sklep zamknąć i dopiero go uruchomić po zakończeniu całej tej bardzo smutnej sytuacji. Nie sądzę byśmy wyciągali konsekwencje wobec personelu – przyznaje Paweł Tymiński, rzeczni prasowy sieci sklepów “Biedronka”.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button