Region

Euroodliczanie

Droga do wielkiej polityki wiedzie nie tylko błyszczącymi korytarzami. Wiedzą o tym z pewnością członkowie komitetu wyborczego do europarlamentu “Kocham Polskę”, którego siedziba zgodnie z tym co napisane na stronie państwowej komisji wyborczej mieści się w zaniedbanym będzińskim lokalu. Członkowie tego komitetu, ale i wszystkich innych mają dziś prawdziwie sądny dzień no i noc. – Okręgowa Komisja Wyborcza do dziś do 24 rejestruje listy kandydatów – wyjaśnia Wojciech Litewka, delegatura PKW w Katowicach.

Do popołudnia swoje listy w OKW złożyło osiem komitetów. W tym te najważniejsze. W województwie śląskim zacięta walkę stoczą cztery najważniejsze lokomotywy wyborcze. PO do wyborów poprowadzi Jerzy Buzek, były premier, profesor nauk technicznych, eurodeputowany. PiS na pierwszym miejscu wystawił Marka Migalskiego, doktora politologii, znanego komentatora, wykładowcę akademickiego. SLD stawia na Jerzego Markowskiego, byłego wiceministra gospodarki, znawcy branży górniczej, menadżera. Jedynką na liście PSL jest Janusz Moszyński, były marszałek województwa śląskiego, wiceprezydent Gliwic, radny sejmiku wojewódzkiego. – Lokomotywa, która ma największy napęd to będzie prof. Jerzy Buzek, natomiast ta, która prawdopodobnie się zepsuje to Janusz Moszyński, kandydat z listy PSL – uważa dr Tomasz Słupik, politolog. Ale mimo takich komentarzy ten ostatni nie traci wiary w powodzenie. – Z reguły jest tak, że w sondażach PSL jest mówiąc kolokwialnie dołowane, a potem się okazuje, że jest lepiej. Jestem przekonany, że tak będzie.

Przekonany o zwycięstwie wydaje się być Jerzy Buzek. Ślaski kandydat PO ostatnie tygodnie spędzał na konferencjach, spotkaniach, sympozjach. I jak mówi ważny będzie nie tylko wynik, ale i styl kampanii. – Sądzę, że to będzie rzeczowa kampania – merytoryczna i będzie pozbawiona jakichś elementów nienawiści. Na ostatniej wyborczej prostej takie życzenia, to pobożne życzenia. O czym świadczy najnowszy spot Prawa i Sprawiedliwości, którego śląski kandydat zapewnia jednak, że wyborcze starcie będzie się odbywać zgodnie z zasadami polityki miłości i pojednania. – Liczę na dobry wynik swój, ale też dobry wynik PiS-u. Myślę, że powalczymy mocno, ale uczciwie z PO – stwierdza Marek Migalski, kandydat PiS.

A jest o co walczyć. Oprócz władzy i splendoru przyszli eurodeputowani mogą liczyć na pokaźne pensje. Polski europoseł zarobi w Brukseli ponad siedem i pół tysiąca euro, czyli 35 tysięcy złotych, do tego dochodzi cztery tysiące euro na biuro. Razem co miesiąc na jego konto wpłynie ponad 50 tysięcy złotych, co przez całą pięcioletnią kadencje da ponad 3 miliony złotych. Jak mówią specjaliści na takie uposażenie w kraju może liczyć jedynie garstka wysokiej klasy specjalistów. – Na pewno muszą się pochwalić dyplomem MBA. Wiele, wiele lat pracy i przede wszystkim powinny mieć się czym pochwalić – tłumaczy Magdalena Kalitan, agencja pośrednictwa pracy Manpower.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Kandydaci na europosłów dyplomów mieć nie muszą. Muszą za to uzbierać 10 tysięcy podpisów poparcia dla listy wyborczej. Dla tych, którym jeszcze się to nie udało zegar tyka. Zatrzyma się równo o północy.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button