Mesjasz w wersji gospel
Dzisiejsza premiera to nie lada wyzywanie. – To było największą naszą bolączką, zmierzyć te dwa światy. Także daleko od siebie, bo to prawie trzysta lat, ale myślę, że efekt jest dobry i będzie dużo zabawy przy tym – oznajmia Adam Wesołowski, dyrektor Festiwalu Muzyki Dawnej im. G.G. Gorczyckiego. Ale i wysiłku – przekonują muzycy. Bo w gospel liczy się nie tylko muzyczny warsztat. – Człowiek wybiera sobie to, w czym może najbardziej się opowiedzieć w sensie takim, co może opowiedzieć ze swojej strony, więc musi si w tym dobrze czuć po to, żeby móc oddać to, co naprawdę czuje – tłumaczy Ewa Uryga, wokalistka jazzowa.
Podobnie jak przy Festiwalu Muzyki Dawnej im. Gorczyckiego, który przez cztery lata stał się imprezą światowego formatu. Ta premiera pokazuje, że festiwal zmienia swoje oblicze na bardziej mniej dawne. – Będziemy musieli zrezygnować w przyszłym roku z tego nazewnictwa z tego względu, że mamy coraz więcej projektów takich ciekawych z kultury wysokiej, że szkoda ich na festiwalu po prostu nie zaprezentować – mówi Paweł Baryczkowski, organizator koncertu. Ale choć wszystko idzie jak z nut, za dłuższy byt gospelowego show trzeba mocno trzymać kciuki. – Ta praca zmierza do jakiegoś konkretnego celu, osiągamy go na bardzo krótki czas i nie można już tego nigdzie indziej pokazać, to jest akurat działanie bezsensowne – stwierdza Andrzej Lampert, wokalista.
Nad premierowym wykonaniem obiecują pochylić się ci, którzy trzymają kulturalną kasę. – Nie chciałbym tutaj mówić tylko o GZM, ale o miastach, które wchodzą w skład GZM-u, bo to z reguły tak jest realizowane, że każde miasto indywidualnie takie inicjatywy wspiera. Ale każda taka inicjatywa powinna znaleźć wsparcie GZM – deklaruje Piotr Uszok, przewodniczący Górnośląskiego Związku Metropolitalnego.
Bo nawet inicjatywa muzycznie bezcenna bez wymiernej pomocy, poza bytomski rynek szansy wyjść nie ma.
