Malowanie emocjami

Uczeń zwykle jest odbiciem swojego mistrza. Wszędzie, ale nie tutaj. Tu nie ma ani mistrza ani ucznia. Tu każdy, nawet jeżeli niższy, jest równy. I każdy może malować co chce i co ważne gdzie chce. “Wiele”, to bardzo dobre słowo do opisania tego wydarzenia. Wiele dzieci, wiele kolorów i wiele narzędzi. Takie jest właśnie wymyślone przez Adama Plackowskiego malarstwo emocjonalne. Nieważne czym się maluje, ważne… malujemy rękami, nogami. Na tych obrazach są ślady jeżdżących dzieciaków. Pływających w farbie, nurzających się w farbie – wyjaśnia Plackowski.
Tu nie ma problemu, gdy farba wypłynie za dyktę. Tutaj mogę pochlapać powiedzmy całą tarcze i powiedzmy trawę. Że się nie będę potem bała, że nie boje się, że będę musiała potem posprzątać – przyznaje Magdalena Adamczyk. Posprzątać może nie, ale wyprać. Najlepiej zaraz. Mimo to rodzice, tak jak Maciej Oczkowski, sami przyprowadzają swoje pociechy w takie miejsce: Pan Adam ma taki dar do malowania, tak że wydaje mi się, ze nie wiem, może jakiś talent się z tego rozwinie. Może nie talent, ale na pewno się rozwinie. Dowodem jest dwuletni Maciek. Jego mama, Agnieszka Górecka, nie kryje zadowolenia z postępów syna: Rozwinęła mu się wyobraźnia bardzo, choć wydaje się to niemożliwe, żeby zauważyć u tak małego dziecka. Generalnie wyciszył się, odstresował się, no i zauważyliśmy, że ma swój świat, po prostu maluje, słońce nie zawsze musi być żółte, a chmurki niebieskie. Bo, jak mówi pomysłodawca takiego malowania, najważniejsze są emocje. I te dobre, i te złe.