Region

Handel bez granic

Stanisław Kulikowski to zbieracz, który jak o sobie mówi – nie jest na tyle bezczelny, żeby ludziom sprzedawać kicz. – Zbieractwo w ogóle to ukłon dla dawnych mistrzów. To jest szacunek dla ich pracy. To nie było tak jak dzisiaj coś ze sztampy zrobione. Te łyżki są wykonane topornie. To są już powojenne. To była ręczna robota. Tu rzemieślnik poświęcił pracę. Pracę, którą łatwo docenić, ale trudniej sprzedać. Średni utarg na takim stoisku to zaledwie kilkadziesiąt złotych. – Każdy poogląda, poogląda i pójdzie. Brak pieniędzy, a zbieractwo jest ładne tylko, że kosztuje, bo to się kupuje i do szuflady odkłada – mówi Mieczysław Czech.

I takie kolekcjonerskie bibeloty “do szuflady” na granicznym jarmarku interesowały głównie mężczyzn. – Mąż tam szuka jakiejś maczety, coś tam do ogrodu, a my wiadomo – stwierdza Halina Kobierska. Wiadomo – praktycznie. Do kuchni, do domu. W Chałupkach zaroiło się od zagranicznych klientów, którzy jednak nie tylko dziś i nie tylko tu kupują wszystko. – Teraz Czesi jeżdżą do Cieszyna, tak jak kiedyś do nas Polacy. To tak zawsze bywa – jeżeli coś jest u nas tańsze, to dlaczego nie przyjechać. I odwrotnie – wyjaśnia Zdenek Kalis.

Dlatego od niedawna turystyka zakupowa w Polsce przeżywa swoje pięć minut. Czesi, których korona wzmocniła się w ciągu ostatniego pół roku o ponad 20 procent, całymi konwojami jeżdżą do centrów handlowych. Kupują artykuły spożywcze, ubrania, ale też samochody. Najazd Słowaków przeżywają supermarkety z żywnością oraz sklepy i hurtownie materiałów budowlanych. Dlatego jak grzyby po deszczu na granicy polsko-czeskiej i polsko-słowackiej powstają sklepy, w których głównymi klientami są sąsiedzi zza południowej granicy. – Liczymy właśnie, że dopóki Polska nie wejdzie do euro to przez te dwa, trzy lata będzie się można troszkę odkuć na tym – oznajmia Wiesław Włoch, sklep z materiałami budowlanymi.

Mimo, że takich zakupów nie zrobi się bez wysiłku. – Każdy przychodzi, przelicza to najpierw na euro, euro na koronę i z powrotem na złotówki. Oni są do przodu na euro – cały czas są do przodu na euro – tłumaczy Agnieszka Cokot. I dopóki zakupowe eldorado się nie skończy do przodu będą również polscy handlowcy. Na razie jednak trwa w najlepsze, bo złoty nadal słaby, a klienci zza granicy coraz odważniejsi.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button