Msza w jaskini

Mimo zabezpieczeń i wsparcia kolegów nie zawsze zejścia w głąb ziemi kończą się szczęśliwym powrotem. W jaskini Sołpolskiej poszedł młody chłopak, dwadzieścia kilka lat. Poszedł sam do jaskini, ugrzązł głową w dół no i sam się udusił – opowiada Krzysztof Jastrząb, speleolog z Myszkowa. Mimo iż wielu chciałoby zobaczyć, to co niewidoczne, to droga do tego celu dla niejednego bywa nie do przejścia. Czułem taką bezradność swoją. Wiedziałem, że sam nie dam rady. Gdyby nie ta lina, to pewnie bym tam został – wspomina Krzysztof Śliwakowski, speleolog z Opola. I właśnie dla tych, którzy nigdy nie powrócili na powierzchnię ziemi z inicjatywy grupy speleologów z Myszkowa po raz trzeci odprawiono mszę świętą. Mszę nietypową, bo jej celebracja przebiegała kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Chyba lepszego miejsca niż właśnie jaskinia dla nas i dla ludzi, którzy odeszli, a kochali bardzo góry, jaskinie to chyba lepszego miejsca nie ma – stwierdza Jerzy Modzelewski, klub Speleo-Myszków.
Przy ołtarzu z głazów skalnych przypomniano nieobecnych. A żeby do tej listy nie dołączyć podczas takich wędrówek konieczne jest przestrzeganie określonych reguł. Przede wszystkim mieć kogoś, kto w każdej chwili może podać pomocną dłoń. Taką po prostu alarmową osobę sobie znaleźć i zostawić jej taką wiadomość: do jakiej jaskini się wchodzi ile się tam będzie planowało być i kiedy się wróci – wyjaśnia Emanule Soja, klub Speleoklub Dąbrowa Górnicza. Wrócić chce każdy, ale każdy też zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek w starciu z przyrodą bywa bezradny. Wypadki losowe się zdarzają, jak to mówi górskie przysłowie po prostu na każdego w górach czeka jego kamień – mówi Adam Zając, klub Speleoklub Dąbrowa Górnicza. Dlatego schodząc do jaskini, warto polecić się boskiej opatrzności. Niejednokrotnie tylko ona może zagwarantować szczęśliwy powrót z ziemi… na ziemię.