Spacer wsród niewybuchów

O krok od przeszłości i być może o krok od tragedii. Choć o niebezpieczeństwie, jakie można w lesie napotkać informują tablice, zabezpieczenie terenu nie wydaje się solidne.
Tomasz Hamela z Gliwic to miejsce odkrył podczas jednej z wycieczek rowerowych. – Raz na jakiś czas ktoś przenosi te niewybuchy, dokopuje ich więcej i ta ilość się zmienia, zmienia się też to jak one leżą – stwierdza Hamela. Jest to kilkanaście pocisków, prawdopodobnie z czasów drugiej wojny światowej.
Rudolf Grajlich, który w tych okolicach mieszka od 45 lat pamięta, w jaki sposób arsenał trafił do rudzinieckich lasów. – Z miejscowości jak Gliwice, Pyskowice czy obojętnie skądś tam te niewypały, bo tam się budowało i trafiały, tu oni to wszystko wysadzali w powietrze – mówi Grajlich, mieszkaniec gminy Rudzieniec. Ale wszystkiego nie wysadzili. Obecnie mimo ostrzeżeń ktoś cały czas wykopuje niewybuchy. – Tylko i wyłącznie złomiarze, kolekcjonerzy. Poza tym jest tam ostrzeżenie, są tam tablice, więć już każdy ryzykuje po prostu sam – podkreśla, Jan Kocur, mieszkaniec gminy Rudzieniec.
Tego ryzyka nie da się wykluczyć – mówią w nadleśnictwie, które jest właścicielem gruntów. – To jest nie do upilnowania, to jest teren około 5 ha, a niewybuchy same nie wyszły spod ziemi – tłumaczy Dariusz Sawicki z Nadleśnictwa Rudzieniec. I same ani pod ziemię, ani w miejsce nie zagrażające ludziom nie wrócą. – Nie wiem czy tam jakieś służby odpowiedzialne za to są na tyle doinformowane, żeby faktycznie coś z tym zrobić, czy tylko tak sobie to ignorują i lekceważą? – zastanawia się Zygmunt Gubała, mieszkaniec gminy Rudzieniec.
Służby nie są po to, żeby patrolować każdy skrawek lasu – mówi wójt Rudzieńca Krzysztof Obrzut. – To trzeba zrobić raz a porządnie. Podejrzewam, że tutaj nie ma na tyle pieniędzy, żeby dokładnie ten teren zdiagnozować, nigdy nie wiemy ile tych materiałów jest – przyznaje Obrzut. Nie wiadomo ile, nie wiadomo jak niebezpieczne, wiadomo tylko, że nie ma na to pieniędzy.