Sprzątanie placu

Katowicka policja wraz ze strażą miejską zarekwirowała warzywa i owoce, których na Placu Szewczyka nie powinno być. Likwidacja nielegalnego targowiska, które na stałe już wpisało się w krajobraz miasta, nie była wcale łatwa. Padały ostre słowa i były przepychanki. I tak przez kilka godzin.
Część zarekwirowanego towaru uległa zniszczeniu, natomiast to, co mogło ocaleć – po negatywnej opinii wydanej przez służby – trafiło na ciężarówkę MPGK.
Handlowcy towar chcą odzyskać. Ale z tym może być problem, bo jak zapewniają podczas konfiskaty służby nie notowały, co komu zabierają. Podczas akcji dostało się nie tylko policjantom, ale też sprzątaczom.
Służby porządkowe powoli przyzwyczajają się już do takich “nalotów”. Na zdjęciach straży miejskiej z podobnej akcji sprzed prawie roku, oprócz miejsca, również twarze sprzedających przypominają te z dzisiejszej akcji.
Jak mówią mieszkańcy Katowic – terenowi przed głównym dworcem PKP od dawna już się takie sprzątanie należało. – Wstyd po prostu, że takie duże miasto, a takie brudne. To nie powinno być pod samym dworcem. Koszyki rozłożone, bałagan – po prostu mnie się to nie podoba, ale szkoda też ludzi, którzy nie mają z czego żyć – uważa Walentyna Kowalska, mieszkanka Katowic.
Straż miejska podkreśla jednak, że o żadnej szkodzie nie ma mowy. – Takim punktem zapalnym był zawsze Plac Szewczyka. I tak zwane środki pośrednie, typu mandaty, wnioski do sądu grodzkiego nie przynosiły spodziewanych rezultatów – wyjaśnia Rafał Turak ze straży miejskiej w Katowicach.
– Często mieszkańcom wydaje się, że warto kupić tanie artykuły warzywne, które są sprzedawane tuż przy naszym przejściu. Jednak okazuje się, że ani sprzedawca nie ma uprawnień, żeby handlować tego typu żywnością, ani też przy różnego typu kontrolach nie może udokumentować pochodzenia właśnie tych artykułów. – podkreśla Waldemar Bojarun, rzecznik prasowy katowickiego magistratu. Stąd i przymusowa ich eksmisja, która jednak jak pokazują inne przykłady, może się zakończyć powrotem na ten sam bruk.