LOT-ny teatr

Umiejętność rytmicznego klaskania i pełne poświęcenie – to podstawowe cechy dobrego widza Letniego Ogrodu Teatralnego. – Zwyczajna, normalni ludzie, tylko twarze trochę bardziej inteligentne. Normalni ludzie, mają wolne, przychodzą na spektakle – mówi Mirosław Neinert, pomysłodawca Letniego Ogrodu Teatralnego. Bo coraz więcej osób planuje urlop w podcieniach Górnośląskiego Centrum Kultury. Dla nich to gwarancja dobrej zabawy na spektaklach i kabaretach. – Nie są rozbieżne, zawsze wiadomo mniej więcej w jakim nurcie one są. Są ciekawe i śmieszne też często, więc to jest największy plus – uważa Aleksandra Bryś.
Dlatego na widowni gromadzą się nie tylko mieszkańcy Katowic. Piotr Koterski razem z rodziną przyjechał z Kalet. Przyznaje, że to jego pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. – Nie trzeba się całe wakacje grzać na słonku, można też coś innego obejrzeć, telewizja nie wszystko nam daje. Tym bardziej, że ci, którzy występują dają z siebie wszystko. Jak zapewniają, jest dla kogo. – Przychodzą tutaj ludzie, którzy znają się na teatrze i jest im ten teatr potrzebny. Dlatego moje doświadczenia z tym miejscem są wyjątkowo dobre – wyjaśnia Tomasz Obara, reżyser spektaklu, który otwierał LOT.
Choć pierwsze doświadczenia nie zawsze były zachęcające. – Parę lat temu – Śląsk to taka pustynia kulturalna, kto tu do teatru? A tu przyjechaliśmy, tysiąc osób, nie można biletów dostać. Fantastycznie! – stwierdza Tadeusz Łomnicki, aktor, który jest po raz trzeci na LOT. Nie tylko aktorzy ale, co najważniejsze, widzowie są pewni; w podcieniach centrum kultury powstało coś wyjątkowego – letnie centrum teatru. – Wydawało by się, że to może będzie jakaś efemeryda, może potrwa jeden sezon, a trwa już jedenaście. To znaczy, że było to trafione, że było to coś, co było miastu potrzebne – uważa Hanna Popielewicz.
Miastu i teatromanom – także tym najmłodszym, którzy z powodzeniem zajmują letnią grządkę. Lecz zdaniem wielu to nie w miejscu tkwi siła LOT-u. – Każde miejsce jest dobre. A to jest w jakimś sensie wyjątkowe. Poza tym liczy się nie tyle miejsce, a ludzie, którzy tu przychodzą – podsumowuje Piotr Pilitowski, aktor, który na LOT-cie jest drugi raz. I będą przychodzić jeszcze długo, na co liczy pomysłodawca ogrodu – Mirosław Neinert. – Ja jestem z tego bardzo dumny, że my to robimy tak po śląsku, czyli nie chcemy żadnych specjalnych zmian. Coś co się sprawdziło i jest solidnie robione powinno być tak robione.
A patrząc na frekwencję w podcieniach, może się wydawać, że latem zrobienie czegoś kulturalnego, dla Śląska, w samym sercu betonowej dżungli jest najprostsze na świecie.