To nie tak miało być…

Klucza do normalności mieszkańcy domu przy ulicy Techników szukają od pół roku. Bezskutecznie. Teraz nikt tu spać spokojnie nie może. Sufity wymienić trzeba w 10 z 12 mieszkań. – Wnuczka wtedy akurat była z wnukiem. Jakby ten sufit spadł – nie wiem. To mogło na każdego z nas spaść. Przechodzi się tu gehennę. A za mieszkanie trzeba płacić i to słono – żali się Gabriela Kumienga, mieszkanka domu. I choć inne usterki lokatorzy wymieniają jednym tchem, są bezsilni. O swoje prawa walczą od kilku tygodni. – Jest echo. Chodzą, chodzą, chodzą, chodzą. Jedna firma wychodzi, druga wchodzi i my siedzimy jak na takiej bombce. I tylko przychodzą i mówią, że będzie robione, będzie robione, będzie robione – mówi Bożena Warnke, lokatorka domu.
Dlatego o ich interesy postanowił zadbać radny. – Mieszkać w warunkach budowy jest dużym utrudnieniem. Trudno jest mi powiedzieć, jak to można załatwić, natomiast wydaję mi się, że jak najszybciej – stwierdza Dariusz Łyczko, radny. Wykonawca twierdzi, że robi co może, żeby zapobiec nieszczęściu. – Wykonywały cztery różne ekipy tynk i niestety każdej z tych ekip tynk spadał. Stąd dzisiaj wzięliśmy materiały do badania, jaka jest przyczyna, bo sami nie wiemy – wyjaśnia Andrzej Hadwiczak, wiceprezes zarządu DOMBUD.
Pod lupę ten budynek bierze też właściciel, czyli miasto. – 16 lipca jest specjalna komisja, która ma zbadać już na miejscu z udziałem specjalistów przyczyny tego. Niezależnie od tego, co jest przyczyną, wykonawca i my będziemy egzekwowali usunięcie tych usterek – tłumaczy Roman Buła, Wydział Budynków i Dróg UM w Katowicach. Remont sufitów ma podobno zakończyć się w przyszłym tygodniu. Ale na tym nie skończą się problemy. Jak mówią lokatorzy, mieszkania służą im, ale nie do końca. – Żeby się dostać do ubikacji, muszę przejechać przez ten brodzik nieszczęsny. Inaczej przy mojej niepełnosprawności się nie da. Poza tym umywalka jest umieszczona za wysoko. Tak, żeby umyć ręce, to musiałbym wstać – opowiada Jerzy Lucyga, mieszkaniec domu.
A i na zewnątrz zdaniem lokatorów nie jest lepiej. Bo z placem zabaw pod samymi oknami i niepełnosprawnym dzieckiem za nimi nie jest łatwo żyć. – Są bezlitośni. Oni chcą wiedzieć wszystko. I specjalnie przyjeżdża pod balkon, siada na ławeczce i słucha co się dzieje, jakby człowiek katował syna albo coś. No i nikomu tego nie wytłumaczysz – mówi Ryszard Kumienga, lokator domu. Wykonawca twierdzi, że inaczej po prostu się nie da. – Jest to trudne do dogodzenia każdemu. Budynek jest dostosowany do osób niepełnosprawnych i na pewno jest zrobiony zgodnie z projektem.
Pytanie tylko, czy ta zgodność wystarczy, żeby dla schorowanych ludzi te mieszkania przestały być problemem, a zaczęły być domem.