Region

Dostęp do imprez tylko dla wybranych?

Podziękowania za obecność na Dniach Piekar Śląskich Katarzyny Nylec z “Polski Dziennika Zachodniego” i Bartosza Makieły z portalu piekary.info.pl – nie dotyczą. Oficjalnie akredytacji nie dostali, bo ich redakcje nie znalazły się wśród patronów medialnych piekarskiego święta. – Ja chciałbym wierzyć tylko w jedną sprawę, że nie miało to żadnego związku z opublikowanym przez nas niedawno artykułem na temat radnego opozycyjnego Tomasza Wesołowskiego, który nie mógł też wystąpić w jednej z audycji Radia Piekary – podkreśla Krzysztof Szendzielorz z “Polski Dziennika Zachodniego”. O ten związek Teresy Szaflik, pełniącej obowiązki dyrektora piekarskiego Miejskiego Domu Kultury, który imprezę organizował zapytać nam się nie udało.

Urząd miasta za to twierdzi, że dziennikarze larum podnoszą bezzasadnie. – Wejściówki, akredytacje czekały u rzecznika prasowego Artura Madalińskiego. On sam komunikował się i informował telefonicznie w czwartek. Wszyscy zainteresowani mogli je odebrać – wyjaśnia Zenon Przywara, zastępca prezydenta Piekar Śląskich.

Jednak według relacji dziennikarzy, rzecznik zreflektował się po tym, jak odmowę od dyrektor Szaflik otrzymali na piśmie. – Stwierdziliśmy, że jak nas nie chcą, to nie będziemy tam po prostu jechali. Jeżeli jesteśmy niesfornymi mediami, których miasto nie jest w stanie okiełznać, no to nie będziemy się tam w ogóle pojawiali – stwierdza Bartosz Makieła z portalu piekary.info.pl.

Jak mówi Krzysztof Turzański, po kilku latach prowadzenia gazety w Piekarach opadają mu ręce. Jak podkreśla nawet już o tym nie pisze, bo niezależnym mediom funkcjonowanie w mieście przychodzi trudno. – To należałoby nazwać zwykłą złośliwością i to nie pierwszy raz, kiedy zdarza się taka sytuacja. I to w ogóle niezrozumiałe z tego względu, że akredytacja na taką imprezę jak dni miasta powinna w ogóle nie mieć miejsca, bo to im powinno zależeć, żeby dziennikarze jak najszerzej i jak najlepiej o tej imprezie pisali – uważa Turzański, dziennikarz “Przeglądu Piekarskiego”. A kiedy chcą, a nie mogą, to cierpią na tym nie tylko czytelnicy, ale przede wszystkim wizerunek miasta. – To jest wyraz niechęci wobec opinii publicznej, wobec społeczeństwa. Dziennikarz jest przedstawicielem społeczności, a społeczności lokalnej szczególnie – zaznacza dr Marek Mazur, specjalista ds. marketingu politycznego. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że miasto strzela sobie w ten sposób samobója.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button