Po latach swoje brutalne i nieludzkie zachowanie miał tłumaczyć doświadczeniami jakie przeżył będąc więźniem KL Auschwitz. Jednak jego pobytu w Oświęcimiu nigdy nie potwierdzono. Pewnym natomiast jest to, że po śledztwach przeprowadzonych m.in. przez IPN, Salomon Morel, były komendant obozu Zgoda w Świętochłowicach, jest określany mianem zbrodniarza wojennego. Były funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa PRL w latach 90-tych wyemigrował do Izraela. Mimo starań polskiej strony, nigdy nie doszło do ekstradycji. Zmarł w 2007 r. nie odpowiadając za przestępstwa jakich dopuścił się zarządzając obozem w Zgodzie.
- W miejscu gdzie od lutego do listopada 1945 r. działał obóz MBP, funkcjonował wcześniej w latach 1943 – 1945 podobóz KL Auschwitz, KL Eintrachthutte.
- Do obozu podlegającemu Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego trafiali nie tylko volksdeutsche, ale rownież żołnierze AK oraz ci, którzy nie byli przychylni komunistycznej władzy.
- Obozem kierował głównie Salomon Morel, którego dzisiaj określa się mianem zbrodniarza wojennego.
- Więźniowie przymusowo pracowali w pobliskich hutach i kopalniach. Warunki panujące w obozie były fatalne, dochodziło m.in. do epidemii tyfusu i czerwionki.
- Po tym gdy w listopadzie 1945 r. obóz odwiedziła trzyosobowa komisja, większość więźniów wypuszczono.
- IPN udokumentował 1855 ofiar obozu Zgoda, jednak szacuje się, że mogło ich być nawet 2,5 tys.
Najpierw zarządzali Niemcy
Trzeba mieć świadomość, że mury obozu KL Auschwitz nie kończyły się tylko w Oświęcimiu. Nazistowska fabryka śmierci posiadała wiele podobozów, w których więźniowie wykonywali wykańczającą fizycznie i psychicznie pracę dla III Rzeszy. Takie były właśnie początki obozu w Zgodzie w Świętochłowicach, który do życia został powołany 26 maja 1943 r. Niemcy otoczyli obóz podwójnym drutem kolczastym podpiętym do wysokiego napięcia. Zbudowali również 4 strażnice. Więzieni tu Polacy i Żydzi pracowali w pobliskich zakładach zbrojeniowych. Szacuje się, że przez obóz Eintrachthutte przeszło około 1374 osób, z czego kilkaset nie przeżyło.
W obozie poza barakiem administracyjnym, wszystkie budynki były drewniane. Warunki jakie panowały nie odbiegały od tych, których doświadczali na co dzień więźniowie KL Auschwitz. Gdy na Śląsk nadciągała Armia Czerwona, naziści ewakuowali obóz. Po 23 stycznia 1945 r. obóz zajęli radzieccy żołnierze. Wtedy też rozpoczął się dramat, który internowanym w zapewniał m.in. komendant Salomon Morel.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Zabijali i gwałcili. Zbrodnie w Miechowicach i Przyszowicach oczami świadków
Obóz dla volksdeutschów i nie tylko
Dekret PKWN zakładał m.in. by osoby, które w trakcie II wojny światowej podpisywały tzw. volkslisty, wysyłać do obozów pracy przymusowej. Jednak w obozie w Zgodzie w Świętochłowicach więziono nie tylko osoby, które taką lisie podpisały. Znajdowali się tam również byli żołnierze AK, Polacy czy Żydzi. Dodatkowo w obozie lokowano wszystkich tych, których określano mianem nieprzychylnych władzy komunistycznej. Najgorzej mieli mieć ci, którzy byli podejrzani o przynależność do takich nazistowskich organizacji jak NSDAP, Hitlerjugend czy SA. Osadzeni żyli w tragicznych warunkach, a ich cierpienia dopełniały tortury, którym byli cyklicznie poddawani.– Analizując wykazy zmarłych więźniów świętochłowickiego obozu można dojść do wniosku, że większość osadzonych stanowili posiadacze II grupy volkslisty (głównie mieszkańcy Katowic, Bielska, Chorzowa i Świętochłowic). Mniej liczną grupę stanowili obywatele III Rzeszy (Reichsdeutsche) – głównie z Bytomia i Gliwic. Wśród zmarłych w obozie było co najmniej 139 posiadaczy III grupy DVL, więc więziono tam znacznie liczniejszą grupę takich osób. Kilkadziesiąt osób (39) zmarłych w obozie nie posiadało w ogóle volkslisty. Zdecydowaną większość osadzonych stanowili mieszkańcy Śląska Górnego i Opolskiego. Poza nimi w obozie znaleźli się także mieszkańcy np. Lwowa, Drohobycza, Tomaszowa, Poznania, Nowego Sącza, nieliczna grupa osób z Zagłębia Dąbrowskiego (zmarło w sumie 10 z nich), Niemcy z głębi Rzeszy, oraz co najmniej 38 obywateli innych państw. – czytamy w materiałach IPN.
Aleksy Krut czy Salomon Morel?
Aleksy Krut przybył na Górny Śląsk w lutym 1945 r. jako oficer ówczesnego aparatu bezpieczeństwa. Niewiadomo czy był przez jakiś czas komendantem obozu czy jedynie pomocnikiem prawdziwego komendanta. Wiadomo, że zarówno Krut jak i Salomon Morel byli funkcjonariuszami MBP i pracowali w obozie Zgoda w Świętochłowicach. Ten pierwszy obóz miał opuścić w czerwcu 1945 r. oddając w pełni komendanturę Morelowi. Tak przynajmniej zeznał Morel w liście w 1992 r., na krótko przed tym gdy opuścił Polskę i uciekł do Izraela. Powód ucieczki był prosty. W latach 90-tych prężnie zaczęła działać Główna Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Salomon Morel na podstawie zeznań byłych więźniów i świadków, stał się jednym z podejrzanych o zbrodnie na ludzkości.
Podobno miał w zwyczaju być bardzo brutalny. Tym, którzy byli podejrzani o przynależność np. do NSDAP czy Hitlerjugend potrafił zgotować prawdziwe piekło. Tłumaczył to chęcią zemsty wobec byłych nazistów za zbrodnie popełnione na Żydach (sam był pochodzenia żydowskiego), w tym doświadczeniami jakich przeżył w Auschwitz. Jednak prawda była taka, że zanim Morel zaczął awansować w strukturach MBP, przez całą wojnę się ukrywał. Nie istnieją też potwierdzone dowody na to, żeby kiedykolwiek był więźniem KL Auschwitz. W każdym razie jego komendantura w obozie kojarzyła się z brutalnością, biciem i torturami.
– Jedną z metod znęcania się szczególnie uciążliwego dla więźniów było zmuszanie ich do ustawienie się parami naprzeciwko siebie i wzajemnego bicia się. Jeżeli ktoś nie chciał bić współwięźnia lub robił to zbyt słabo był katowany przez personel obozowy. Więźniowie ulegali i bili się wzajemnie. W kilku udokumentowanych wypadkach do wzajemnego bicia się zmuszano syna z ojcem. – czytamy w materiałach zgromadzonych przez IPN.
Kres obozu Zgoda
Kres obozu nadszedł w październiku 1945 r.. Zgodę odwiedziła trzyosobowa komisja, w której składzie znajdował się m.in. prokurator Jerzy Rybakiewicz. Było to pokłosie wydanego przez ministra Stanisława Radkiewicz komunikatu o uregulowaniu statusu osób przebywających w miejscach odosobnienia bez zgody prokuratora. Komisja przyjechała do obozu Zgoda i przesłuchała wszystkich znajdujących się tam więźniów. Większość z nich zostało wypuszczonych do domu.
Warunkiem było jednak podpisanie specjalnych dokumentów. Była w nich mowa o tym, że pod groźbą kary 15 lat pozbawienia wolności, nie będę nikomu opowiadali o tym co działo się w obozie. Nie wszyscy jednak opuścili obóz. – Jak pokazuje przypadek kilkunastoletniego wówczas Gerharda Gruschki, wystarczyło pokazanie swojego przywiązania do niemieckości, by nie zostać zwolnionym. Na pytanie, czy wie, że zostanie zwolniony do polskiego miasta Gliwice i czy chce otrzymać polskie obywatelstwo, Gruschka odpowiedział, że pochodzi z Gliwic, „a Gliwice to przecież niemieckie miasto. – czytamy w materiałach IPN. Tych których pozostawiono za murami Zgody, przetransportowano do obozu w Jaworznie.
Ofiary
Nie jest znana dokładna liczba osób, które trafiły do obozu Zgoda. Niewiadomo również ile dokładnie było ofiar. Szacuje się, że przyjętych do obozu mogło być 5764 więźniów, z czego co trzeci osadzony obozu nie przeżył. Daje to liczbę około 1855 osób, którym w wyniku tragicznych warunków i tortur nie udało się wyjść nigdy z obozu.
– Skrajnie trudne warunki obozowe, głód i tortury powodowały załamanie psychiczne osadzonych w „Zgodzie”. Więźniowie wielokrotnie wspominali o przypadkach rzucania się uwięzionych na druty pod napięciem (Morel w listopadzie 1992 r. napisał: „nie było ani jednego wypadku, ażeby ktoś z więźniów rzucał się na druty. Nie było absolutnie powodu, ponieważ przebywający tam ludzie czuli się dobrze, nie było chorób, a baraki były otwarte i mogli po placu spacerować”[58]). Co najmniej dwie osoby popełniły samobójstwo przez powieszenie (mieszkaniec Świerklan z III grupą volsklisty oraz ojciec trójki dzieci z Rydułtów). – czytamy w materiałach IPN.
Salomon Morel zbrodniarzem wojennym
Akcję zainteresowania tym co działo się obozie Zgoda miał rozpocząć listy Erny Kołodziejczyk z 11 grudnia 1989 r. Była w nim mowa o śmierci ojca Erny Pawła Bochenka, który miał stracić życie właśnie w dawnym MBP. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach przesłuchała świadków w tym Salomona Morela. Potem wypadki w sprawie potoczyły się lawinowo. Przez kilka lat odezwało się około 100 świadków, w tym ponad 50 byłych więźniów obozu. Później sprawę przejęła Prokuratura Wojewódzka w Katowicach, a Morelowi postawiono 9 zarzutów. W międzyczasie Salomon Morel wyemigrował nagle do Izraela. – Następnie w marcu 1998 roku Ministerstwo Sprawiedliwości RP wystąpiło do władz Izraela z pierwszym wnioskiem o ekstradycję Salomona Morela, która spotkała się z odmową z uwagi na przedawnienie ścigania przestępstw zarzucanych Morelowi według prawa izraelskiego. – czytamy nw materiałach IPN.Później zarzuty rozszerzono zmieniając kwalifikację czynu Morela na zbrodnie przeciwko ludzkości. Chodziło m.in. o biologiczne wyniszczanie więźniów.
głodził więźniów wprowadzając rażąco niskie racje żywnościowe; pozbawił więźniów elementarnej opieki medycznej i warunków higieniczno – sanitarnych, dopuszczając do powstania i rozprzestrzeniania się wszawicy, czerwonki, tyfusu plamistego i tyfusu brzusznego;
Do tego dochodziły tortury takie jak np. piramida, gdzie więźniów układano jednego na drugim, powodując tym samym śmiertelne obrażenia u tych, którzy znajdowali się na samym spodzie. Koniec tej historii jest bardzo prozaiczny. Izrael nigdy nie wydał Salomona Morela polskim władzom. Ten nie ponosząc żadnych konsekwencji swoich czynów zmarł 14 lutego 2007 r. w Tel Awiwie.
autor: Bartosz Bednarczuk; źródło: IPN