Liczba ofiar wciąż rośnie

Wszyscy górnicy przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich poddawani są codziennie terapii w komorze hiperbarycznej. – Komora hiperbaryczna poprzez działanie czystego tlenu pod ciśnieniem powoduje znaczne ograniczenie infekcji w ranach oparzeniowych – wyjaśnia Grzegorz Knefel, kierownik pracowni hiperbarii tlenowej. Warto dodać, że infekcji bardzo groźnych dla poparzonych osób.
Wszyscy z 23 leczonych w Siemianowicach Śląskich górników są w ciężkim stanie, ale jak podkreślają lekarze, każdy kolejny dzień to krok do zwycięstwa w walce o ich życie. – Im jesteśmy dalej, tym zawsze możemy powiedzieć, że ten proces gojenia następuje, organizm się przystosowuje do tej zmienionej sytuacji – przyznaje Mariusz Nowak, dyrektor CLO w Siemianowicach Śląskich.
Te najtrudniejsze dla lekarza słowa dziś rano padły przed sosnowieckim szpitalem wojewódzkim. – O godzinie 0:55 zmarł czterdziestoletni pacjent poszkodowany w wypadku w kopalni Śląsk-Wujek. Niestety o godzinie 7:30 zmarł drugi pacjent – mówił dr Tadeusz Bold, lekarz Szpitala św. Barbary w Sosnowcu.
Nadal w różnych szpitalach przebywa 35 rannych górników.
– Wszystkie rodziny są otoczone pełną opieką medyczną i psychologiczną – zapewnia Waldemar Mróz, wiceprezes Katowickiego Holdingu Węglowego. To była odpowiedź na jedno z łatwiejszych pytań, które padały dziś pod adresem zarządu Katowickiego Holdingu Węglowego.
“To jest sprawa, którą w tej chwili wyjaśniamy…” – te słowa brzmiały często. Wyjaśnienia wymaga m.in. zawartość apteczek, którymi dysponują ratownicy górniczy.
Jak mówią medycy ketonal i tramal podawane poparzonym były za słabe, by uśmierzyć ból. – Musieliśmy użyć swoich silnie działających leków, tutaj przede wszystkim była to morfina. Dopiero po podaniu tych leków ci poszkodowani zaczęli odczuwać ulgę – stwierdza Michał Słomian, ratownik medyczny.
Wyposażenie apteczek jest zgodne z przepisami – mówi zarząd. Być może czas zmienić przepisy – odpowiadają medycy.
Jednak wniosków do wyciągnięcia z tej tragedii jest znacznie więcej. Dokładnie okoliczności wypadku zbadają eksperci, ale zarząd spółki już jest pewny, że wszystkie systemy bezpieczeństwa zadziałały dobrze. – W naszej ocenie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które prawdopodobnie przerosło naszą wiedzę na temat zagrożenia związanego z metanem. Jest to prawdopodobnie takie zdarzenie, z którym nie mieliśmy wcześniej do czynienia – podkreśla Stanisław Gajos, prezes KHW.
Na razie wiadomo, że wypływ metanu był bardzo gwałtowny. – Mógł trafić na wadliwie działające urządzenia elektryczne, na ciężki transport, który zaiskrzył, na cokolwiek – inicjał był szybszy od reakcji czujników – uważa Piotr Luberta, ze Związku Zawodowego Ratowników Górniczych. Bardzo nowoczesnych czujników – zapewnia zarząd spółki. Jednak najwyraźniej nie na tyle sprawnych, żeby teraz nie trzeba było korzystać z innego nowoczesnego sprzętu.