Region

Kolejne Rosomaki trafią do Afganistanu

Ranny na polu walki żołnierz trafi do wnętrza Rosomaka – opancerzonego wozu zbudowanego między innymi przez Adama Miłka. – Jeżeli będzie tu zestaw, jeżeli będzie tu komplet lekarzy, to w pełni można porównać do karetki – stwierdza.

Rosomaki od siedmiu lat powstają w Wojskowych Zakładach Mechanicznych w Siemianowicach Śląskich. Ważą nawet 26 ton i potrafią nie tylko mknąć z prędkością 120 km na godzinę, ale też pokonywać całkiem strome wzniesienia i pływać. Teraz będą służyły również jako wozy medyczne.

Żołnierze chwalą ten sprzęt. Przedstawiciele innych wojsk, innych państw zazdroszczą nam tego sprzętu, w związku z tym chcemy zwiększyć zamówienie – przyznaje Bogdan Klich, minister obrony narodowej. Do ponad 800 sztuk. Taka deklaracja ministra oznacza, że pracujący w siemianowickich zakładach mogą być spokojni o swój byt aż do 2018 roku. Tym bardziej, że dzisiaj w fabryce otwarto również autoryzowany serwis Rosomaka. – Wszędzie, gdzie są KTO Rosomak, muszą być nasi serwisanci. Ale również my musimy mieć całą bazę, żeby je usprawniać – wyjaśnia Michał Rumin, rzecznik Wojskowych Zakładów Mechanicznych w Siemianowicach Śląskich.

A takich usprawnień w ciągu 7 lat od odkupienia od fińskiej firmy Patria licencji na Rosomaka, było już ponad 200. Co ciekawe, pojazd jest coraz bardziej polski – bo już nawet pancerz powstaje w krajowych hutach. Większość poprawek wprowadzono w ostatnich miesiącach. – Zebraliśmy masę doświadczeń. Przede wszystkim doświadczenia, jakie przekazują żołnierze, użytkownicy tego sprzętu z rejonu Afganistanu – podkreśla płk. Piotr Szkurłat, Ministerstwo Obrony Narodowej.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

I właśnie to, jak dodaje znawca militariów Janusz Walczak – sprawia, że opancerzony transporter z Siemianowic Śląskich należy do światowej czołówki w swojej kategorii. – Ten wóz nie dość, że istnieje, to jeszcze się sprawdził i pod tym względem nie ma lepszego wozu, bo żaden nowoczesny transporter opancerzony jak do tej pory nie brał udziału w wojnie – wyjaśnia. A na tej wojnie zdobyły sobie szacunek nie tylko użytkowników, ale i wrogów. – Zielony diabeł to jest ta nazwa, która już funkcjonuje wśród talibów – mówi Rumin. Talibów, którzy wkrótce będą musieli zmierzyć się ze znacznie większą liczbą zielonych diabłów.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button