Na boczny tor?

Eksplozja nienawiści i gniewu, a wszystko przez oszczędności, które chce wprowadzić zarząd PKP Polskie Linie Kolejowe. – Oczywiście dla liberała są to oszczędności, bo człowiek traci pracę, ale takie oszczędności nie dla nas. Nie dla związku – krzyczeli pikietujący w Tarnowskich Górach związkowcy.
Restrukturyzacja PLK ma polegać na zmniejszeniu liczby zakładów z 27 do 17. Na liście wyeliminowanych jest zakład w Tarnowskich Górach. Na to nie chcą się zgodzić związki zawodowe. Zdaniem związkowców bowiem zmiany skończą się zwolnieniami. A pracownicy zostaną bez środków do życia. – Każdy jeden pracownik to nie jest tylko jeden pracownik, tylko to jest tragedia ich rodzin – podkreśla Maria Haltoś z NSZZ “Solidarność”.
Ale PKP zapewnia, że nikt z prawie 40 tysięcznej złogi pracy nie straci. – Zmiana jest potrzebna, żeby przegrupować nieco obecne nasze siły. Otóż my musimy dostosować strukturę organizacyjną do coraz większych zadań inwestycyjnych. I oczywiście zmniejszamy znacznie ilość stanowisk funkcyjnych – wyjaśnia Krzysztof Łańcucki, rzecznik PKP Polskie Linie Kolejowe. Ale w to nikt w Tarnowskich Górach nie wierzy, bo to nie pierwsza restrukturyzacja w polskiej kolei. – W wyniku restrukturyzacji Cargo straciło pracę 6 tysięcy ludzi. Oby nie było tak samo w zakładzie Polskich Linii Kolejowych – mówi Stanisław Kokot z NSZZ “Solidarność”.
Takich zwolnień boi się też burmistrz Tarnowskich Gór. W tym małym mieście kolej daje zatrudnienie ponad tysiącu pracowników. Ich zwolnienie – jak mówi – spowodowałoby dramatyczne konsekwencje. – Byłyby to konsekwencje dwojakie, przede wszystkim w wymiarze społecznym, a te spowodują starty w wymiarze finansowym. A przecież zwiększenie liczby bezrobotnych zmniejszy wpływy do miasta – zaznacza Arkadiusz Czech, burmistrz Tarnowskich Gór.
Ale ta reforma może skończyć nie tylko zwolnieniami – mówi Krzysztof Dąbrowski, który na kolei pracuje już kilkadziesiąt lat. Jego zdaniem wszystkie poprzednie tylko szkodziły firmie. – Że kolej nadal funkcjonuje, to jest tylko opieka świętej Katarzyny, bo normalnie to jest firma, która jest jak oddział zamiejscowy zakładu psychiatrycznego. Że to w ogóle funkcjonuje to jest cud nad cudy… – przyznaje. Dlatego pracownicy na reformę pozwolić nie zamierzają i już zapowiadają, że albo będzie zmiana planów, albo strajk.