Jak kura pazurem…

– Najbardziej mnie to denerwuję, że to ja muszę tego pilnować a nie lekarz, który bierze za to pieniądze – denerwuje się Włodzimierz Bazak, pacjent. I właśnie przeciw cedowaniu odpowiedzialności na pacjenta pierwszy raz w historii zaprotestowali aptekarze. – Moim zdaniem jest to kuriozalna sytuacja, gdyż chory człowiek, który nastał się, a nawet czekał kilka tygodni na wizytę u lekarza dochodzi do tej apteki i tu się dowiaduje, że leku nie dostanie. Są to osoby, które mają kłopot z poruszeniem się – wyjaśnia Stanisław Piechula, Śląska Izba Aptekarska.
Osoby, które mimo, że kłopot z poruszaniem się mają to chętnie ruszyłyby do natarcia na ministerstwo zdrowia, które nie pociąga do odpowiedzialności tych, których powinno. – Trochę bym tym urzędnikom z ministerstwa naubliżał. Już nie mówię imiennie którym, bo też mam ich na koncie, ale to jak ich dopadnę – mówi Włodzimierz Bazak, pacjent. Samych lekarzy wstyd jednak nie dopada. – Nie ma problemu z czytelnością recept. Zdarzają się recepty napisane w sposób niewłaściwy, bo lekarze też są ludźmi – stwierdza Maciej Hamankiewicz, Śląska Izba Lekarska.
Ludźmi, którzy problem nawet tak nieczytelny z iście lekarską troską dostrzegają i rozumieją, tylko nieco inaczej niż pacjenci. – Problem polega na tym, że możemy różnie interpretować słowo ”czytelny”. Dla mnie może być coś czytelne – uważa Kamil Doliński, lekarz. Ale nawet dla ludzi, którzy nie jeden nawet podły charakter pisma odczytali, to lekarski stanowi nie lada wyzwanie. – Mam problem. Myślę, że jak każdy. Myślę, że ważne jest – istnieją pewne reguły znaczeniowe wspólne dla lekarzy i pracowników aptek – oznajmia dr Marek Leśniak, grafolog.
I właśnie nie w rygorystycznych przepisach, które nakładały by na lekarzy choć aptekarską ilość odpowiedzialności za słowo, ale w symbiozie czytelniczej pani magister z panem doktorem – samorząd lekarski upatruje szansy na wyjście z zawikłanego przecież problemu. – To są ludzie wykształceni. Pełni wiedzy medycznej i są partnerami lekarzy w procesie leczenia – uważa Maciej Hamankiewicz, Śląska Izba Lekarska. Wszystko wskazuje na to, że partnerzy w leczeniu pierwszy rozwód wzięli na Śląsku, a i kolejne rozstania są tylko kwestią czasu. – Ten protest rozchodzi się na cały kraj. I mamy nadzieję, że ministerstwo zwróci uwagę, że tutaj ważny jest pacjent a to lekarz powinien być odpowiedzialny – deklaruje Stanisław Piechula, Śląska Izba Aptekarska.
A pod odpowiedzialnością za to czego i ile zażyć by uzdrowić… system na razie podpisują się pacjenci.