Specjalistyczne szpitale mają kłopoty

Historia Justyny Mogiły nie mieści się w głowie. Jest w szóstym miesiącu ciąży. Z zagrożoną ciążą karetką przewieziono ją do do Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach. – Zatrzasnęli drzwiami, a jak internista się spytał co dalej mamy robić to stwierdziła, że mamy jeździć po Katowicach i Bytomiu i szukać sobie wolnego szpitala, bo oni dzwonić nie będą. Miejsce faktycznie znaleźli w Bytomiu – w Szpitalu Specjalistycznym numer 2. Skurcze udało się zatrzymać. Dziecko uratowano.
To nie pierwszy przypadek, w którym katowicki szpital nie przyjął pacjentki – mówi profesor Anita Olejek kierowniczka bytomskiej kliniki. Dlatego też jako wojewódzka konsultantka w dziedzinie położnictwa i ginekologii interweniowała dziś u wojewody. – Ja rozumiem, że środków jest mało, ale tego typu przypadki są przypadkami nadzwyczajnymi, a tym bardziej wiem, że oddział położniczy tam ma wolne miejsca – wyjaśnia Zygmunt Łukaszczyk, wojewoda śląski.
Miejsca są – brakuje podobno pieniędzy. W katowickim szpitalu nikt na komentarz nie znalazł czasu. Odpowiedź przyszła mailem: (…)Szpital utracił płynność finansową już na początku 2009 roku. W chwili obecnej posiada zobowiązania wymagalne na poziomie kilku milionów złotych.(…) Pacjentka, która zgłasza się na Izbę Przyjęć z rozwiniętą akcją porodową czy bezpośrednim zagrożeniem ciąży jest badana i przyjmowana na oddział. Nigdy nie było przypadku, że taką pacjentkę odesłano do innego Szpitala.
– A jak zadzwonili, żeby ordynator i lekarze przyszli, to oni odmówili w ogóle przyjścia i rozmowy przez telefon – wspomina Justyna Mogiła. Ta sprawa będzie wyjaśniana. Musi być mówi publicystka Agata Pustułka. – Nawet jeśli dyrektor każe lekarzowi oszczędzać, to ten powinien mieć zdrowy rozsądek i powinien przede wszystkim dbać o zdrowie pacjentów.
Ale zająć trzeba się całym problemem – apeluje profesor Olejek. Nieprzyjęte tu pacjentki trafiają do innych szpitali specjalistycznych, a tam też kończą się kontrakty z NFZ-em. – Najprawdopodobniej jeśli nie dojdzie do ugody z Funduszem Zdrowia to dyrekcje zarządzą wstrzymanie przyjmowania pacjentek. NFZ uspokaja. – Pieniądze są, wszystkie te przyjęcia wiec nie powinno być takich sytuacji, żeby pacjentka została odesłana – odpowiada Jacek Kopocz, NFZ.
Tym bardziej dziwi, że właśnie takie sytuacje są. Albo dyrekcja szpitala o dodatkowych pieniądzach nie wie, albo w zapewnienia funduszu nie wierzy. I oba wytłumaczenia te są równie niepokojące.