Niepowtarzalna noc sylwestrowa

Biletów nie będzie. Kanarów nie będzie, a podróż w nowy rok rybnicką komunikacją miejską ma odbyć się bez stresu i pośpiechu. Za to zabawowo i szampańsko. Właśnie tu tegorocznego sylwestra spędzi Konrad Bek. – Wyróżniają się wyglądem i wyposażeniem wnętrza, dla mnie to jest normalne zainteresowanie, jak każde. Niektórzy się interesują pociągami. Pomysł by sylwestra spędzić w autobusie urodził się w ubiegłym roku. Odjechana zabawa zacznie się o 21 i bez zbędnych przystanków skończy o piątej nad ranem. – To coś nowego. Poza tym lubię podróżować. Oglądać krajobrazy, a dodatkowo jeszcze zabawa w autobusie – mówi Marek Kuc.
Wesoły autobus przewiezie imprezowiczów trasą, na której oprócz Rybnika znajdą się Rudy, centrum Raciborza, Wodzisław Śląski i Jastrzębie Zdrój – łącznie 160 kilometrów. I jak zapewnia Gabriel Motyka – kierowca wszystko się uda pod warunkiem, że zabawa nie wymknie się spod kontroli. – Przedsięwziąłem środki. Zabroniłem kategorycznie jakiegokolwiek spożywania alkoholu. Jak nie to wysadzę w połowie drogi. W najgorszym razie ułagodzi się kierowcę szampanem bezalkoholowym. Podobnie jak motorniczego tramwaju. Sylwester na torach to już prawdziwa tradycja dla miłośników pojazdów szynowych. – Czasem zdarza się, że do tego tramwaju chcą wsiąść normalni pasażerowie, którzy czekają na nocny tramwaj, który nie przyjeżdża. I trudno takim pasażerom wytłumaczyć, że jest to tramwaj wynajęty – opowiada Piotr Wiśniewski.
I tym trudniej zrezygnować gdy impreza wydaje się naprawdę odjazdowa. Imprezowy tramwaj na pokład pasażerów przyjmie w Bytomiu przejedzie przez Chorzów, Katowice i Sosnowiec.
Niestety nie dotrze do Czeladzi gdzie ostatnie sekundy tego roku głośno odliczane będą w klasztorze ojców Misjonarzy z Mariannhill. Pod skrzydłami aniołów nowy rok witać zamierza sporo osób, a wszystkie miejsca są już od dłuższego czasu zajęte. W klasztorze będzie kameralnie i rodzinnie. – Co roku jest więcej małżeństw i chętnych, którzy właśnie w taki sposób chcą spędzić ten czas. Mnóstwo tańców, śmiechy, mnóstwo zabawy, a niektórzy miło wspominają ten czas, bo wszystko pamiętają – oznajmia o. Honorat Wałczyk, klasztor ojców misjonarzy z Mariannhill.