Ćwiczenia WOPR na kruchym lodzie

WOPR w Gliwicach szkoli ratowników jak prowadzić akcje w zimowych warunkach. I choć nikt w Polsce nie prowadzi statystyk, to wiadomo, że pod kruchym lodem ginie wiele osób. – Od tego roku będą już prowadzone statystyki. Póki co opieramy się na statystykach rosyjskich. W obrębie moskiewskim pod lodem potrafi zniknąć około czterech tysięcy ludzi rocznie – przyznaje Krzysztof Zbrojkiewicz z WOPR.
Bardzo rzadko człowiek, który wpada do tak zimnej wody potrafi sam się uratować. – Osoba, która wpada do przerębla panicznie się boi, a na to nakłada się zwykle efekt hiperwentylacji. Oddycha bryzą wodną chlapiąc w przerębli, a potem już samą wodą. Nie potrafi powstrzymać oddechu – tłumaczy Bartłomiej Toporek z gliwickiego WOPR.
Ratownicy do takich akcji na kruchym lodzie tylko na Śląsku ruszają kilka razy w tygodniu. I żaden z nich nie ma wątpliwości, że ryzykują znacznie więcej niż latem. – Ratownik powinien też zabezpieczyć siebie. Musi być zabezpieczony, bo jemu także grozi niebezpieczeństwo, lód może się dalej łamać, a wtedy mogą się zacząć większe problemy – wyjaśnia Bogdan Kozłowski z gliwickiego WOPR.
Od tych większych problemów ratownika ma chronić specjalistyczny sprzęt. Ale i z tym nie jest łatwo. – Jest to bardzo drogi sprzęt, bo są to łodzie, sanie lodowe. To jest sprzęt, który wymaga nakładów finansowych – stwierdza Jarosław Jarzyna, instruktor płetwonurkowania.
Jak mówi zarząd – WOPR wciąż potrzebuje mnóstwo sprzętu. I na bieżąco się te braki uzupełnia, bo oszczędzanie na ratownikach to stąpanie po kruchym lodzie.