Region

Floydowski fenomen w katowickim Spodku

Wielka miłość Romana Polakowskiego do Pink Floyd zaczęła się od audycji Piotra Kaczkowskiego w radiowej Trójce. Jendak o pierwsze winylowe płyty łatwo wcale nie było. I choć płyty kupował w Katowicach na czarnym rynku za równowartość połowy wypłaty jego ojca, mimo to je zbierał i zbierał. Dziś o takiej kolekcji niejeden fan mógłby tylko pomarzyć. Płyty winylowe, kompaktowe, czy koncerty na DVD. Ale nie tylko, bo jak mówi córka pana Romana, jej tata po prostu pochłania wszystko, co ma związek z Watersem i Gilmourem. – Od paska do spodni po otwieracz do piwa ze znaczkiem Pink Floyd, to zawsze najlepszy prezent dla taty. Teraz kupiliśmy mu na Boże Narodzenie najnowszą wydaną książkę – stwierdza Marta Polakowska.

Ale takich fanatyków jest znacznie więcej – mówi Paweł Gregorczyk – redaktor naczelny portalu o muzyce progresywnej. – Kaczkowski zaczął wychowywać w radiowej Trójce i w tym momencie Pink Floyd okazał się zespołem, który trzeba znać, bo jeśli chcesz się znać na muzyce, to musisz znać Pink Floyd – tłumaczy.

Znali i pokochali ich Australijczycy, do tego stopnia, że postanowili grać ich utwory. – Zaczęliśmy wiele lat temu w Australii, byliśmy wielkimi fanami grupy Pink Floyd, zaczęliśmy ich grać i wiedzieliśmy już, że chcemy to robić na poważnie i taka była nasza droga, od malutkiego zespołu do tego, co jest dzisiaj – wyjaśnia Jason Sawford z The Australian Pink Floyd.

A dzisiaj The Australian Pink Floyd Show to po prostu muzyczny fenomen. – Coverować każdy może, ale nie każdy jest w stanie zapełnić stadiony tak jak to robi chociażby Australian Pink Floyd, który w Kanadzie i w USA ma status totalnej gwiazdy – uważa Gregorczyk.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Fani i krytycy ich pokochali. Podobnie jak prasa. Choć sami gdy słyszą, że grają lepiej “Pink Floyd niż Pink Floyd” trochę się peszą. – Nie, na pewno tak nie gramy, my próbujemy być tak blisko oryginału jak to możliwe, dlatego to zaszczyt słysząc takie opinie, ale lepiej od nich nigdy nie zagramy – zaprzecza Colin Wilson z The Australian Pink Floyd. Tyle, że ten oryginalny Pink Floyd nigdy już nie zagra. Dlatego zdaniem muzyka – Józefa Skrzeka – dobrze, że jest taki australijski projekt. – Pink Floyd nie gra, ale jest ta muzyka i to jest bardzo istotne, to jest tak jak Rysiek nie żyje a Dżem gra, bo ludzie to lubią, ta muzyka jest dla ludzi, a ludzie, którzy nas kochają są naszymi kochankami – podkreśla.

Ale jak mówi Roman Polakowski, jeśli już mieć muzyczną kochankę to tylko jedną. – Mimo to że są różne formacje, to zauważmy, że one jednak tak długo tych lat nie przetrwają nigdy, Pink Floyd jest nieśmiertelny – zapewnia. A to, co po sobie zostawili, spokojnie wystarczy jeszcze na długie lata.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button