Pamięci ofiar

Pozostanie smutek i pustka. – Różnie się mówi o politykach, nie zawsze najlepiej – zauważa Barbara Dolniak, żona Grzegorza Dolniaka.
Dlatego tym trudniej mówić o stracie tych, którzy przede wszystkim byli po prostu ciepłymi ludźmi, a dopiero później parlamentarzystami. Którzy poświęcili jednak życie swojej pracy. – Czasem się denerwowałam, że męża znowu nie ma w domu, że znowu jest zajęty, ale widziałam, że mu to sprawia przyjemność – wspomina żona Grzegorza Dolniaka.
Przyjemność, którą odkrył dziewięć lat temu. A której Barbara Dolniak nigdy nie miała serca mu odmówić. – Mnie najbardziej cieszyło, jak mój mąż po wyborach przychodził i mówił “wiesz, znowu miałem to szczęście, że zostałem wybrany.
Cenił ludzi. Szanował zdanie innych. I potrafił zjednywać sobie rzesze ludzi. W wyborach w 2001 roku, w okręgu sosnowieckim uzyskał 5 796 głosów. Ponownie został wybrany w 2005 roku. Zagłosowało na niego 12 151. Po raz trzeci został posłem w 2007 roku z wynikiem 38 444 głosów.
W pierwszej kadencji siedział w dziewiątym rzędzie… był zupełnie nieznany. Dzięki swojej pracy stał się w końcu wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego PO. – Trwały wybory wewnętrzne w PO. I on też miał swoje aspiracje i swoje ambicje, ale potrafił o tym mówić w kategoriach pozytywnych. To znaczy: on chce, on jest gotów – wspomina Jacek Brzezinka, poseł.
Krystynę Bochenek i Grzegorza Dolniaka łączyło poczucie, że pełnią misję. Zawsze byli bardziej społecznikami niż politykami.
– Pani marszałek nie pracowała u siebie w gabinecie. Ona pracowała z nami w sekretariacie. Ona się tam nie zamykała. Nie lubiła. Siedziała z nami. Jedna na przeciwko drugiej i działałyśmy razem. Ja dzwoniłam tu ona tam. Pisałyśmy pisma. Wszystko razem – wspomina Katarzyna Malcherek, asystentka senator Krystyny Bochenek.I tak od kilku lat… realizowane były różne pomysły.
– Nie wyobrażam sobie, aby to wszystko miało się nagle zerwać. Może będzie to w innej formie, ale bardzo by mi zależało, żeby to nie przerwało się – mówi Magda Bochenek, córka Krystyny Bochenek.
– Ze społecznika polityk. To jest taka idealna droga, którą trzeba by było polecać politykom. Najpierw coś zrobić dla społeczności lokalnej, regionalnej czy ogólnopolskiej, a dopiero wtedy wykorzystywać swoje nazwisko do celów politycznych – tłumaczy doktor Bohdan Dzieciuchowicz, specjalista ds. wizerunku.
Sto tysięcy osób pożegnało w Warszawie tragicznie zmarłych w katastrofie. Wśród nich byli bliscy, ale i tacy, którzy przyjechali po prostu z potrzeby serca.