Nie będzie Śląskiego Dnia Dziecka w Katowicach?

Ich życie nie zawsze układa się tak, jak powinno. Ale są chwile, które sprawiają, że o uśmiech na twarzach dzieci z domów dziecka walczyć nie trzeba. Sam przychodzi. Właśnie dlatego organizatorzy akcji “Mikołaje na motorach” postanowili pójść o krok dalej.
Tyle że Śląski Dzień Dziecka, który miał się odbyć w katowickim Spodku stanął pod wielkim znakiem zapytania. Jak mówi Stanisława Mieczkowska, firma, która charytatywnie miała zapewnić ochronę podczas imprezy – dosłownie zniknęła. – W zasadzie mieliśmy wszystko opracowane ustnie, tylko zalegalizować pisemnie. Późniejsze kontakty z tą firmą skończyły się na tym, że zawsze otrzymywałam od pani, która odbierała telefon, odpowiedź, że szefa nie ma. Nie ma też nikogo pod adresem, pod którym teoretycznie firma powinna się znajdować. Naszych telefonów nikt nie odbierał.
Żeby odebrać uśmiech dzieciom, brakuje na prawdę niewiele. – Z całą pewnością organizator nie otrzyma zgody na przeprowadzenie takiej imprezy, ani na jej zorganizowanie, gdyż nie będzie wymaganej liczby osób, które będą miały strzec na niej bezpieczeństwa – stwierdza mł. asp. Adam Jachimczak ze śląskiej policji.
Będzie za to rozczarowanie dzieci z domów dziecka. I to na wielką, bo dwutysięczną skalę. – Bardzo już czekają, ponieważ organizatorzy dali nam znać, że będzie taka impreza, były juz pierwsze sygnały o tym. I na prawdę nastawili się, że będzie super impreza. Byłoby im przykro, gdyby się nie odbyła – przyznaje Grażyna Strączek, dyrektor Rodzinnego Domu Dziecka w Rudzie Śląskiej.
Organizatorzy na wynajęcie ochrony pieniędzy nie mają. Liczą, że znajdzie się ktoś, kto pomoże. Bezinteresownie. Tak jak Beniamin Stępień, który 5 czerwca swoim busem będzie przywoził dzieci do Katowic. – Robimy coś dobrego dla dzieci i jest to coś takiego, że powoduje po prostu uśmiech tych dzieci, że je się widzi uśmiechnięte, zadowolone i szczęśliwe, a to jest najważniejsze. Ja też jestem szczęśliwy, że mogę tam pomóc.
Żeby impreza się odbyła potrzeba około 30 ochroniarzy, czyli niemało. W dodatku na już, bo organizatorów gonią terminy. – Wolałam to wszystko wstrzymać. A nie wyobrażam sobie telefonowania do każdego domu dziecka, żeby im powiedzieć, że trudno, darmo, ale nie z mojej winy muszę to odwołać – wyznaje Mieczkowska.