Region

Defibrylatory, które mogą uratować życie górników

Korzystanie z defibrylatora jest bardzo proste. – Wyciągnąć zawleczkę i tylko uruchomić urządzenie. Samo urządzenie potem już w języku polskim wszystkie komunikaty wydaje i generalnie rola użytkownika polega tylko na tym, żeby wykonywać te polecenia – tłumaczy Damian Janiak, pracownik Wyższego Urzędu Górniczego. I właśnie dlatego władze Wyższego Urzędu Górniczego mówią, że nadszedł już czas, żeby takie urządzenia znalazły się kilkaset metrów pod ziemią. – Zanim zjedzie lekarz na dół, albo poszkodowanego wydostaną koledzy na zewnątrz, po prostu może być za późno. A o szansach na ratunek decyduje pierwszych 5 minut – stwierdza Jolanta Talarczyk, rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego.

Zgonów z przyczyn naturalnych, na przykład spowodowanych zawałem serca jest co roku w górnictwie co najmniej kilka. W 2007 roku było ich 8. Rok później ponad dwa razy tyle. W zeszłym – piętnaście, a do czerwca 2010 roku – osiem. Pod ziemią pojawią się takie defibrylatory jakie zainstalowano już w tym roku na terenie Katowic. Między innymi w Spodku, Komendzie Wojewódzkiej Policji, czy Urzędzie Miejskim. Są one tak skonstruowane, że osoba ratująca życie nie jest zdana jedynie na własne siły. – System oparty jest bowiem nie tylko na urządzeniu gotowym do użycia i ratowania życia, ale także na przesyłaniu sms-ów zarówno de centrum powiadamiania ratunkowego, które zawiadamia oddział ratunkowy i przyjeżdża karetka – wyjaśnia Waldemar Bojarun, rzecznik UM w Katowicach. Pomysł ma też swoich przeciwników, bo jak mówią przedstawiciele Katowickiego Holdingu Węglowego system który może się sprawdzić w zakładach pracy czy w mieście, niekoniecznie musi znaleźć zastosowanie pod ziemią. – Ludzie pod ziemią są rozrzuceni w iluś miejscach dosyć odległych od siebie. Czyli co, właściwie każdej grupie by należało dać. Ale grupie jakiej – 10 osób? Jak 10 to dlaczego nie 8. Jeśli nie 8 to dlaczego nie 5 – uważa Wojciech Jaros, Katowicki Holding Węglowy.

Żadne defibrylatory nie pomogą, gdy nie zmienimy mentalności ludzi – podkreślają lekarze, którzy na co dzień ratują ludzi z zawałem serca. – Ludzie się boją. Ludzie się boją pomóc takiemu pacjentowi. A nie robienie nic jest gorsze niż udzielanie pomocy nawet nie fachowej – oznajmia Michał Świerszcz, lekarz pogotowia.

Pytanie czy kopalnie będą chciały zainwestować w defibrylatory i czy górnicy chętnie będą się szkolić. By mieć w ręku drugi, ratujący życie fach.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button