Do Goczałkowic wróciły żagle

Upłynęło sporo wody i równie dużo czasu od kiedy po raz ostatni żeglarze cumowali w Goczałkowicach swoje łódki. Trzydzieści lat temu zakazano im wstępu na jezioro po tym, jak stan wody pogarszał się tu z dnia na dzień. – Jako chłopcy zdobywaliśmy patent sternika na Jeziorze Goczałkowickim, w tej chwili wracamy trochę posiwiali – mówi Krzysztof Pietryja z Klubu Żeglarskiego PPR. Ale z niezbędnym doświadczeniem, bo zakaz żeglugi w Goczałkowicach nie zniechęcił żaglarzy do treningów. – Zawsze się znajdowało ten tydzień czy dwa, żeby gdzieś uciec, zaszyć się – przyznaje Marek Krawczyk ze Związku Harcerstwa Polskiego.
Teraz już uciekać nie trzeba. Czysta woda rozwiązała problemy wszystkich, którzy chcą żeglować w Goczałkowicach. Chętnych na pewno nie zabraknie, o czym przekonuje choćby liczba uczestników regat. Którzy jednak na razie pływają tu na próbę. – Jest to projekt pilotażowy, który będzie trwał 3 lata. Dopuszcza on na wodę zaledwie trzydzieści jednostek, ale jest to ilość, która jest kompromisem między całkowitym otwarciem zbiornika a całkowitym zakazem pływania – wyjaśnia Jarosław Kania z Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągowego.
Kompromis wynika z obawy przed pogorszeniem się stanu wody. Tak długo jednak jak ta będzie czysta, port w Wiśle Wielkiej będzie otwarty.
– Żeglarze właściwie nie mają dużego wybory na Śląsku, jak ktoś chciał pożeglować w weekend to owszem, ale jak ktoś chciał pożeglować dłużej to niestety najbliżej były Mazury – stwierdza Marek Wiewióra, żeglarz.
Teraz żeglarze mają znacznie bliżej. Tyle, że równie bliska może być decyzja o ponownym zamknięciu zbiornika. – W zasadzie w każdej chwili będzie można się z tego wycofać. Jeżeli to się nie sprawdzi czy będzie to ze szkodą dla wody, czy też dla przyrody która jest tu bardzo bogata – zaznacza Andrzej Siudy, kierownik zbiornika w Goczałkowicach.
Jednak na razie równie bogata jest tu oferta zarówno dla żeglarzy, jak i kandydatów do tego miana. W Goczałkowicach bowiem będzie można zdobyć żeglarskie uprawnienia. A wtedy obawy przed udziałem w regatach pewnie będą mniejsze. – Przyznam szczerze, że rzadko kiedy jestem na wodzie i dlatego trochę jestem takim wtórnym analfabetą. Mimo to mam nadzieje, że spiszę się w osadzie tak ja należy – mówi Bogusław Śmigielski, marszałek województwa śląskiego.
Dla niektórych pierwsze kroki po latach rzeczywiście nie były łatwe, ale przy dobrych wiatrach zdążą jeszcze nadrobić stracony czas.