Czworo dzieci uciekło z przedszkola w Gliwicach

Zabezpieczenie furtki przed ewentualną ucieczką powinno wystarczyć. Jednak w jednym z gliwickich przedszkoli nie wystarczyło, bo w trakcie zabawy czterech przedszkolaków po prostu… wybiegło na ulicę.
– Nie można powiedzieć, że dzieci nie były pod opieką, to była raczej jakaś tam nieuwaga nauczyciela. Oczywiście nauczyciele tutaj ponieśli konsekwencje i zostali ukarani – mówi Krystyna Kondrusiewicz, dyrektorka Przedszkola nr 17 w Gliwicach.
Konsekwencji nie uniknie też dyrektorka placówki – zapowiadają przedstawiciele urzędu miasta, któremu podlega przedszkole. – Doszło do sytuacji, która nie miała prawa mieć miejsca. W związku z tym zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec pani dyrektor zgodnie z kodeksem pracy i otrzyma ona upomnienie – stwierdza Maja Lamorska z gliwickiego magistratu.
Jednak na upomnieniu nie koniec. Na niedopilnowanie przedszkolaków zareagowało tez śląskie kuratorium i wysłało kontrolę. – Chodzi o zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa. Dyrektor przedszkola będzie musiała w najbliższych tygodniach odpowiedzieć jak wywiązuje się z zaleceń, a także jak organizuje u siebie w przedszkolu pracę – wyjaśnia Anna Wietrzyk, rzecznik prasowy śląskiego kuratora oświaty.
Wśród rodziców, którzy przyprowadzają tu swoje dzieci, przedszkole ma bardzo dobrą opinię. – Ciężko jest upilnować 25 czy 26 dzieci i jakieś tam wypadki się zdarzają, ale oby tych wypadków było jak najmniej. Co można więcej zrobić? – mówi Krzysztof Tkocz.
Dzieci trzeba pilnować na każdym kroku. Wiedzą o tym doskonale w przedszkolu numer 52 w Katowicach. – Dzieci są bardzo ruchliwe i mają bardzo różne pomysły, próbują na przykład wspinać się na płot, ale wtedy momentalnie jest interwencja nauczycieli i są ściągane – twierdzi Agata Muszer, nauczycielka w Przedszkolu nr 52 w Katowicach.
W gliwickim przedszkolu zawiedli nauczyciele. To już pewne. Choć nadal nie wiadomo, dlaczego czterech chłopców z przedszkola postanowiło uciec. – Są dwie wersje dzieci. Jedne z tych dzieci mówiły, że chłopiec chciał pobiec do domu, bo ma tam lizaki i cukierki, i oni biegli za nim. Druga wersja jest taka, że chłopiec biegł do babci, bo przyjechała z daleka – tłumaczy Kondrusiewicz.
Bez względu na przyczynę, dzieci nie miały prawa opuścić przedszkola. By się to nie powtórzyło po tym incydencie postanowiono zamontować przy bramie domofon.