Awantura o Baśkę

Ruchliwa, odważna i skora do zabawy. Klacz Brawura, która jeszcze dwa tygodnie temu znana była jako Baśka, trafiła do Fundacji VIVA!, bo ponoć zagrożone było jej życie. – Kiedy kowal zobaczył kopyta to się załamał. Są pognite, na szczęście nie do strzałek, bo koń mógłby nie chodzić. A w tych kopytach są pognite gwoździe – mówi Anna Mazur z Fundacji VIVA!. Niestety te gwoździe nie były pozostałościami po podkowach, bo tych tych klacz podobno nigdy nie miała.
Na ratunek Baśce przyszli zaalarmowani obrońcy praw zwierząt. – Na pewno jest jej teraz lepiej. Wychodzi, ma codziennie zmieniane boksy, jest czyszczona, to znaczy staram się ją czyścić – stwierdza Patrycja Gajewska, wolontariuszka.
W zupełnie innych warunkach od dłuższego czasu miał rozgrywać się dramat konia. – On był zawsze w pierszej kolejności, dopiero w drugiej koń. Przywoził mu zlewki. A czy wolno koniowi dawać zlewki?! – oburza się Włodzimierz Małecki, sąsiad właściciela klaczy.
Alarm podniosła część sąsiadów Euzebiusza Goworka. Ale tylko część, bo pozostali twierdzą, że swoją klacz kochał nad życie. – On jest niewinny. Taka jest prawda. Nie bił go, dawał jeść i dbał o niego – uważa Rafał Bartycha.
Sam właściciel konia twierdzi, że stracił konia przez nieżyczliwych mu ludzi, którym przeszkadzało takie sąsiedztwo. – Źli są na mnie, bo mam zwierzę – mówi.
To właśnie oni mieli zaalarmować obrońców praw zwierząt, którzy w eskorcie policji postanowili z kolei, przynajmniej na jakiś czas, odebrać klacz jej właścicielowi. – Wyciągali mnie z placu jak jakiegoś psa. Nawet psa się tak nie wyciąga a co dopiero człowieka – skarży się Gowor.
Sceny jakie miały rozegrać się na podwórku mogły zakończyć się dramatem. Zdenerwowanego Euzebiusza Goworka przykuto do bramy po drugiej stronie ulicy. – Bo sobie już nie mogli z nim poradzić. Więc przykuli go kajdankami do bramy – stwierdza Małecki.
Policja tłumaczy, że musiała w jakiś sposób powstrzymać krewkiego hodowcę koni. – Zostały użyte środki przymusu bezpośredniego w formie kajdanek, ponieważ pan Gowrok zachowywał się bardzo agresywnie i nie chciał oddać konia. Groził, że prędzej tego konia zabije – tłumaczy mł. asp. Urszula Bednarek z Komendy Powiatowej Policji w Będzinie. Mężczyznę uwolniono dopiero, kiedy Baśka opuściła stajnię i trafiła w ręce obrońców praw zwierząt.
Euzebiusz Goworek po tym, jak stracił klacz stracił też sens życia. – Chyba się zabiję, bo teraz jak mi konia zabrali to ja już nie mam życia – wyznaje.
Zdaniem sąsiadów aż tak poważna interwencja nie była potrzebna. Wcześniej nikt nie interesował się tym w jakich warunkach żyje właściciel tego gospodarstwa. – Ja bym mu dała jakąś rentę socjalną, żeby już się nie męczył, bo to już jest człowiek przepracowany – mówi Wiesława Kwiatkowska, sąsiadka właściciela klaczy.
Czy Klacz wróci do swojego właściciela? O tym zdecyduje prawdopodobnie sąd. Do tego czasu opiekować się nią będzie Fundacja.