Kozy na ratunek Pustyni Błędowskiej

Pasibrzuch, jakich mało. Niewiele kosztuje, nie wybrzydza, a na dodatek sumiennie pracuje. Kozia brygada już wkrótce wyruszy na bojową misję. Kryptonim: pustynna burza. – Jest to najprostszy sposób na utrzymanie efektów działań podjętych wcześniej, czyli wycinania mechanicznego krzewów i drzew – informuje Marek Broda, Zespół Parków Krajobrazowych woj. śląskiego. Krzewów, których na Pustyni Błędowskiej więcej niż piachu. – Ja oczywiście trzymam kciuki, natomiast proszę pamiętać, że geneza Pustyni Błędowskiej jest odmienna od tego co obserwujemy w rezerwacie – oznajmia Marcel Ślusarczyk, współtwórca projektu wypasu kóz.
Dlatego to co od 4 lat działa na Górze Zborów, na pustyni wcale nie musi. Jednak optymistów nie brakuje. – Koza jest podobno wszystkożerna. Specjaliści są jednak ostrożni. Wszak i koza swoją godność ma i nie wszystko jeść musi. – Nie wszystko je, one gustują w pewnych gatunkach roślin, natomiast inne pozostawiają i to jest właśnie ta cecha kóz – tłumaczy Dr Jan Maciej Waga, Uniwersytet Śląski. To się nawet dobrze składa, bo nie chodzi o to, żeby z pustyni zniknęło wszystko co żyje. I pewnie tak będzie. Bynajmniej nie z powodu dobroci koziego serca. – Powodują przyspieszenie akcji serca, są to rośliny zielne, lecznicze, więc koza ewentualnie je tylko skubie. Natomiast z założenia to co gorzkie zostawia – wyjaśnia Marcel Ślusarczyk.
Dla kozy liczy się słodycz, a dla ludzi pieniądze. Miały je tu przyciągnąć wielbłądy, ale pomysł szybko upadł. Teraz turystyczną machinę mają napędzić kozy. – Ludzie także to chcą oglądać, chcą wchodzić, chcą przebywać, chcą dotknąć piasku i poznać smaku być może pobytu na pustyni – mówi Marian Pajdak, Stowarzyszenie Polska Sahara.
Niestety i ten z pozoru prosty sposób na wykarczowanie pustyni, ma drobną wadę. – Nawet jeśli się uda usunąć drzewa i krzewy to pozostaje ta biomasa, która jakby inicjuje wzrost kolejnych roślin – wyjaśnia Dr Jan Maciej Waga. A mówiąc wprost kozie bobki. Nawóz idealny. Ale nawet jeśli jeden las kozy zjedzą i wyrośnie drugi nadal dla pustyni będzie ratunek. Tyle że kulinarny. – Jadłem bardzo dobry sernik na kozim mleku, lody na kozim mleku można robić. Już nie mówię o pieczonym koźlęciu, czy innych tego typu daniach – stwierdza Marek Broda. Czyli zapłata, która w koziej głowie się raczej nie mieści.