Częstochowa: Biały marsz ku pamięci Adriana

Ponad 1500 osób i jedna idea. Tak wyglądał marsz pamięci o 17-letnim Adrianie. A w nim ból, łzy i sprzeciw. – Chcemy pokazać po prostu, że jesteśmy przeciwni pijanym kierowcom, którzy wchodzą do samochodu pod wpływem alkoholu i stają się po prostu mordercami – podkreśla Sebastian Krawczyk. Bo Adrian zmarł po tym jak potrącił go pijany kierowca. Śmierć spotkał w drodze, na rowerze wracał właśnie do domu. – Chcemy powiedzieć przede wszystkim to, że Adrian był naszym wspaniałym przyjacielem. Ten marsz praktycznie ma być na jego cześć. Taka nasza cząstka dana z siebie dla niego – dodaje Ewelina Wypych.
Cząstka, którą był dziś także udział w specjalnych zajęciach. Bo trudno przewidzieć kiedy może dojść do wypadku i kto wtedy znajdzie się na drodze, a kto będzie za kółkiem. – Leży nam wszystkim na sercu dobro człowieka. Nie tylko tego, który chodzi po ziemi, ale również tego, który jeździ samochodem. Ja myślę, że każdy z młodych ludzi chce czuć się bezpiecznie – zaznacza Maciej Trzmiel, dyrektor ZSE w Częstochowie. I każdy o tym powinien wiedzieć. Dziś proszono kierowców o rozwagę. Przykładem była śmierć Adriana. Śmierć, która wydaję się szczególnie niezrozumiała. Podobnie jak postępowanie niektórych kierowców. – Jadąc nawet samochodem widzę, że jedzie i pije piwo z puszki, to jest po prostu tragedia – opowiada Urszula Rybak.
Tragiczne są także statystyki. Tylko w zeszłym roku na śląskich drogach zginęło 166 pieszych. – Jedynie albo aż, cały czas te statystyki są bardzo tragiczne i bardzo druzgocące. Dlatego my na Śląsku będziemy te działania i kampanie prowadzić – deklaruje nadkom. Włodzimierz Mogiła, KWP w Katowicach. By przypominać jak tragiczna w skutkach może być nieodpowiedzialność. – Pokazać młodym ludziom, że można bawić się bez alkoholu, że nie potrzeba stymulatorów, nie potrzeba żadnych dragów. Nie potrzeba alkoholu, żeby dobrze się bawić, żeby czuć radość życia – stwierdza ks. Damian Nyk.
Niebezpieczna zabawa może zakończyć się nagle. – Podobno z domu zajechałem gdzieś na parking i z kimś byłem. Nie pamiętam nawet z kim do tej pory i byli świadkowie, że nie potrafiłem nawet zapalić samochodu, on mi włączył silnik – wspomina Paweł, skazany za spowodowanie wypadku. Dwieście metrów dalej potrącił 3 osoby. Takie wypadki to jednak nie tylko ofiary i ich sprawcy. – Spokojnie szli na pasach, w dozwolonym miejscu, a on ich zabił i jeszcze wlókł na dachu mojego tatę 300 metrów. Nie zatrzymał się i uciekł z miejsca wypadku – mówi Katarzyna, która straciła w wypadku ojca.
Trudno wtedy uciec smutkowi i równie trudno zrozumieć, dlaczego czyjś brak wyobraźni prowadzi na cmentarz.