Reanimacja historii – drugie życie cementowni w Będzinie

W będzińskiej cementowni prywatny inwestor zamierza wskrzesić postindustrialną duszę. Cena nie gra roli.
Weselić oko już wkrótce mogą zupełnie nowe szaty najstarszej w Polsce, a piątej na świecie cementowni. To koncepcja utworzenia poprzemysłowego miasta-ogrodu. Ale nawet jeśli ogrody Semiramidy z tego nie wyjdą, zawsze będzie można utworzyć galerię kultury.
– Może być jak Koloseum, może być taki efekt Bilbao, może być jak Wawel dla Krakowa i może być to miejsce, które znobilituje tę dzielnicę – mówi Johann Bros, Fundacja Eko-Art Silesia.
Wraz z dzielnicą całe miasto. Zaawansowane rozmowy z mecenasami architektury prowadzą lokalne władze. Bo i korzyści jest wiele.
– Ten teren może być mieszaniną pewnych funkcji: zarówno turystycznych, sportowych, mieszkaniowych, tak aby jak najlepiej wykorzystać potencjał tego miejsca – mówi Radosław Baran, prezydent Będzina.
Dziś nie wystarczy zwykłe ogłoszenie. Aby znaleźć inwestora potrzeba innowacyjnych metod. W Będzinie złotym środkiem okazały się tzw. warsztaty charette.
– Warsztaty pozwalają na to, żeby w jednym miejscu spotkali się architekci, mieszkańcy, władze miasta, ekonomiści i wszystkie osoby zainteresowane inwestycją, w tym potencjalni inwestorzy – wyjaśnia Mateusz Górka, organizator warsztatów charette.
Do tej pory jednak inwestorzy będzińskie ruiny omijali. Przez ponad 30 lat zastanawiano się, co z tym zrobić. A z tego impasu zrodził się nacisk – społeczny.
– Były nieraz przypadki, zwłaszcza na Wojkowicach – nie u nas, ale tak samo może być u nas, że ktoś zginął, bo wpadł do jakiś dołów po silosach – mówi Grzegorz Stępień.
– To jest naprawdę kawał dobrej historii i trzeba wszystko zrobić, żeby cementownia tutaj istniała – dla przyszłych pokoleń – dodaje Stanisław Syjut.
I dalej cementowała.