Nie powiadomili szpitala o ćwiczeniach. Personel i pacjenci w szoku

To miał być więzienny konwój jakich wiele do szpitala w Raciborzu. Miał, bo tym razem rutynę zakłóciło pojawienie się bandytów i ucieczka więźnia. Na te ćwiczenia przygotowani byli strażnicy. Zaskoczeni za to ci, którzy całe zajście obserwowali. Wśród tej grupy był m.in. Piotr Sokołowski, kierownik izby przyjęć w raciborskim szpitalu. Przerażony zadzwonił na policję. Tam nikt o niczym nie widział. – To jest bezpośredni dojazd na izbę przyjęć dla pacjentów i dlatego widząc takie uzbrojone osoby mogły one się zdenerwować, mógł się pogorszyć ich stan zdrowia – podkreśla.
Telefony w błyskawicznym tempie rozdzwoniły się nie tylko na komisariacie, ale również w redakcjach lokalnych mediów. – Całe zdarzenie mogło obserwować kilkadziesiąt, a nawet kilkaset osób. Wiem, że w szpitalu pacjentami są również policjanci – mówi Adrian Czarnota, dziennikarz “Nowin Raciborskich”.
Na całe szczęście nikt nie zareagował. W tym czasie do szpitala ani ze szpitala nie mogła wyjechać żadna karetka. Przepisy mówią o tym, że dopóki nie jest bezpiecznie, ratownicy nie mogą ruszyć do akcji, nawet w przypadku ratowania życia. Cała akcja trwała nie więcej niż dwie minuty. Z drugiej strony jednak to połowa czasu, w którym karetka powinna dojechać do pacjenta w przypadku, gdy ten miał zawał.
Mimo to przedstawiciele raciborskiego Zakładu Karnego podkreślają, że takie działania powinny odbywać się w tak zwanym “środowisku naturalnym” inaczej nie miałyby sensu. – Służba więzienna często korzysta z pomocy szpitala, dowozi skazanych celem wykonania niezbędnych badań i jak życie pokazuje – może być i w samym Raciborzu – zdarzają się czasami odbicia – tłumaczy kpt. Marek Kwiecień z Zakładu Karnego w Raciborzu. Dlatego według nich takie szkolenia są obowiązkowe.
Jednak policjanci nie potrafią zrozumieć działań. A akcję pod szpitalem próbowali odradzić – jak się okazało bezskutecznie. – Pod szpitalem nie ma żartów, tam są chorzy ludzie, są karetki pogotowia i trzeba przede wszystkim poinformować dyrekcję. Żeby ktoś się nie wystraszył. Mogli się tam przypadkowo znaleźć policjanci z innego województwa, mogło dojść do strzelaniny – uważa nadkom. Radosław Pleśniak z KPP w Raciborzu.
Ze względu na to realne zagrożenie tym bardziej niezrozumiałe wydaje się, że o akcji nawet na krótko przed ćwiczeniami nie poinformowano nikogo. – Być może akcja była przeprowadzona profesjonalnie, ale nie życzyłbym sobie, żeby w ten sposób podobne akcje w przyszłości były tu prowadzone – stwierdza Ryszard Rudnik, dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu.
Być może następnym razem – by sprawdzić opanowanie personelu i pacjentów – służby więzienne zrobią ćwiczenia na oddziale… oby nie kardiologicznym.