Wierny do końca, czyli niewiarygodna historia Dingo

Leczenie 10-letniego Dingo trwało kilka miesięcy. Chore uszy, zniszczona sierść i niedowład tylnych łap. To skutki długotrwałego przebywania na cmentarzu. Dingo zamieszkał tam, kiedy jego pan zmarł. – Pies położył się przy grobie po to, żeby po prostu tam odejść. Młodzież rzucała kamieniami – mówi Magdalena Mazur, Fundacja Ulga w Cierpieniu. Rodzina zmarłego właściciela nie chciała się psem zaopiekować. Został uratowany niemal w ostatniej chwili. Jednak nie wyzdrowiał do dziś. – Nawroty problemów kiedy już będą wymagane leki będą częste, czy rzadkie. Natomiast one będą i one będą niestety kosztowały. Nawet 1000 złotych miesięcznie. Tyle kosztują leki i specjalna karma. Wsparcie przez internet, to jedyna szansa na utrzymanie go przy życiu. – Jest lepiej niż było na początku, natomiast to nie jest pies, którego da się wyleczyć i da się powiedzieć – tak on już będzie zdrowy – wyjaśnia Barbara Gruca, weterynarz z Tarnowskich Gór.
Takich psów jak Dingo jest znacznie więcej. Diana to suka po równie poważnych przejściach. Wycieńczoną znaleźli na budowie przedstawiciele stowarzyszenia Cichy Kąt z Tarnowskich Gór. O życie konających psów walczą do momentu, kiedy jest chociaż niewielka szansa na ratunek. – Mamy psy, które są w stanie takim wręcz agonalnym, gdzie albo jest szansa na uratowanie, ale zdarzyło się nam po prostu nie uratować kilku zwierząt, które były już tak zagłodzone – tłumaczy Anna Walczakowska, Stowarzyszenie Cichy Kąt.
Zagłodzone i emocjonalnie wypalone. Tak jak Dingo, któremu zdaniem psiego psychologa, będzie trudno żyć, nawet pod opieką nowego właściciela. – Według psiej psychologii trzeba zapewnić psu bardzo dużo wsparcia, ale to nie znaczy litości. To znaczy dać mu bardzo przewidywalne środowisko, w którym będzie stały rytm dnia – uważa Jacek Gałuszka, psi psycholog. Na razie nawet najprostsza czynność sprawia mu wiele cierpienia.