Święto Batalionu

Anita Skowron, mama 10-letniego chłopca, jako jedyna kobieta z jednostki 18-tego Batalionu Powietrznodesantowego służyła w Afganistanie. Nie ukrywa, że było jej ciężko, ale bez zastanowienia wyjechałaby na kolejną misje. – W momencie, gdy zaczynałam myśleć o tej tęsknocie, to człowiek okazuje się niesamowicie słabym stworzeniem – wyznaje.
By służyć w czerwonych beretach, być bohaterem i posiadać szczęśliwą rodzinę, trzeba mieć także bohaterską żonę.
– Teraz wyjazd na misje nie wchodzi w grę, tym bardziej że córka jest w drodze. Dwójka dzieci i żona, to już jest dużo. Ona by musiała naprawdę stawać na głowie – stwierdza st. szer. Adam Kasiborski, 18. Batalion Powietrznodesantowy.
Karolina Bardczak wie, co znaczy czekać na ukochanego i ma nadzieje, że już nigdy nie będzie musiała przeżyć tego jeszcze raz. – Groza, stres, tragedia. Jednym słowem to jest nie spanie, nie jedzenie przez ten okres pół roku i na okrągło wiadomości, które się ogląda.
Nie jest wykluczone, że za jakiś czas żony tych żołnierzy będą w podobnej sytuacji. Teraz jest czas odpoczynku. Cieszą się każdą razem spędzoną chwilą.
– Jesteśmy cały czas gotowi i w następnym roku, gdy będziemy w okresie szkolenia drużyny plutonu i później jeżeli padną takie decyzje, to pojedziemy – zapowiada mjr Robert Kruz, z-ca dowódcy 18. Batalionu Powietrznodesantowego.
Ćwiczą i czekają na swoją kolej, na to, by swoje umiejętności móc sprawdzić już nie na poligonie. Dać z siebie wszystko, by nie doszło do nieszczęścia.
Ryzyko wpisane jest w ich prace. W trudnych chwilach pomaga kapelan. – Ci chłopacy, w bazie gdzie mnie nie było, pytali dlaczego księdza nie ma, ponieważ my czekamy na mszę świętą, bo ona nas umacnia – mówi mjr Mariusz Tołwiński, kapelan 18. Batalionu Powietrznodesantowego.
Wstępując w szeregi wiedzieli, co ich czeka, bo ta służba to wbrew pozorom nie tylko bujanie w obłokach.