Pracownicy, którzy codziennie stykają się ze śmiercią

Zmarli są im szczególnie bliscy. Do każdego z nich podchodzą zawodowo. Adam Ragiel w branży pracuje od kilkunastu lat. Przyszywa pourywane głowy, rekonstruuje zmasakrowane twarze, ale robi też tipsy, kręci loki i spełnia najoryginalniejsze prośby bliskich zmarłego. Chciał pomagać żywym jako lekarz, gdy się nie udało, postanowił zająć się śmiercią. Teraz jest jednym z najbardziej rozchwytywanych speców od tanatokosmetologii w Polsce. Nie lubi się jednak tym chwalić. – Staram się nie mówić kobietom o tym, różne mogą być reakcje. Jeżeli ktoś już bardzo ciekawy jest, to rąbek tajemnicy odchylę – wyznaje. A znajomi osób pracujących w branży pogrzebowej często swojej ciekawości nie potrafią poskromić. – Zawsze chcieli jakiś szczegóły znać: opowiedz coś, czy Ci zmarli śmierdzą, czy ja się nie boję, czy ja ich dotykam – opowiada Monika Brauner-Pałaszyńska, która prowadzi zakład pogrzebowy.
Monikę Brauner-Pałaszyńską dotykały w dzieciństwie docinki kolegów. Nie wahała się jednak przejąć zakładu pogrzebowego od rodziców. Fachowców z tej branży, mało który widok może jeszcze zdziwić, bez mocnych nerwów nie daliby by jednak rady. – Potem gdzieś to we mnie siedzi. Muszę w pewien sposób też odreagować, każdy wypracowuje sobie własną formę – ja uciekam w rower – wyjaśnia Jacek Szymański, technik sekcji zwłok. Przed pracą w prosektorium nie ma jednak zamiaru uciekać. Bo jak przekonuje tu też można osiągnąć zawodową satysfakcję. – Przychodzą rodziny zapłakane, po krótkiej rozmowie ze mną wychodzą uśmiechnięte.
Tomaszowi Adamusowi debiut w roli grabarza kojarzy się raczej jako koszmar. Tymczasowe zajęcie stało się jednak sposobem na życie. Na szczęście jak mówi żonę poznał zanim zaczął pracować na cmentarzu. Ta martwi się, że kiedyś kopanie grobów odbije mu się na zdrowiu. Tego, że mąż jest grabarzem nie zamierza się wstydzić. – Jak mąż przychodzi to codziennie rozmawiamy o tym. To jest normalne, to jest normalny temat – uważa Marzena Adamus, żona grabarza
Tak jak i śmierć, którą udało im się oswoić, choć lęk pozostał. – Wiem co jest w ziemi. Czasami jest woda, to jest ten lęk człowieka czy się utopi. Czasem tam ludzie mówią, że tam są robaki czy coś – mówi Tomasz Adamus, grabarz.
Wtedy w fachu ze śmiercią w roli głównej zbawienne okazuje się jednak chłodne podejście.